Britney Spears: film, piersi i wrogowie
O Britney Spears ciągle jest głośno i to nie tylko z powodu wielkiego sukcesu jej niedawno wydanego albumu "Oops... I Did It Again". Wokalistka zamierza wkrótce rozpocząć karierę aktorską, ale coraz aktywniejsi stają się jej przeciwnicy.
Amerykańska gwiazda pop podpisała ostatnio kontrakt z agencją aktorską Endeavor. Na razie jednak nie wiadomo, kiedy zobaczymy ją na ekranie, a ona sama milczy na ten temat. Endeavor prowadzi również interesy między innymi Marka Wahlberga, byłego piosenkarza, którego mogliśmy ostatnio podziwiać w filmie "Złoto pustyni".
Tymczasem nie milczą internetowi wrogowie twórczości nastoletniej amerykanki. Na stronie "She Came From Hell" przeprowadzono specyficzne głosowanie. Uczestników zapytano, jak zareagowaliby, gdyby przypadkiem stali się świadkami koncertu Britney Spears w centrum handlowym. Ankieta zawierała sześć możliwych odpowiedzi, między innymi "uciekłbym natychmiast" i "zapadłbym w głeboki sen". Najwięcej, bo aż 48 procent biorących udział w ankiecie, kupiłoby łuk i strzały i rozerwało sztuczne piersi wokalistki.
Zresztą na temat tego fragmentu swojego ciała wypowiedziała się ostatnio sama Britney. Przyznała w wywiadzie, że piersi, które można podziwiać w teledysku "Oops...I Did It Again", zostały sztucznie powiększone. A wszystko za sprawą czerwonego kostiumu, w który ubrano ją do zdjęć. Sprawiał on, że wokalistka "wyglądała kompletnie płaska". Tego natomiast nie mogła znieść stylistka Britney. To ponoć właśnie jej nalegania zaowocowały sztucznym powiększeniem piersi.
Nie uspokoiło to jednak tych, którzy utrzymują, iż Britney dokonała chirurgicznego zabiegu powiększenia biustu. Gwiazda replikuje, że nagłe zwiększenie objętości jest po prostu związane z dojrzewaniem.
