Reklama

Borysewicz: Skandal zastępczy?

"Nikt z zespołu nie był pijany" - zapewnia Jan Borysewicz, autor skandalu, do którego doszło na początku maja w Sulęcinie, podczas festynu z okazji wejścia Polski do Unii Europejskiej. Lider grupy Lady Pank w mało uprzejmy sposób pozbył się wówczas z widowni zaproszonych przez burmistrza miasta zagranicznych gości.

Zespół Lady Pank spóźnił się wówczas na koncert ponad godzinę, a jego członkowie podczas wchodzenia na scenę mieli - jak pisała miejscowa gazeta - poważne kłopoty z utrzymaniem równowagi.

"Nikt z zespołu nie był pijany, jak to opisała prasa. Po prostu antyglobaliści nie wywołali zadymy w Warszawie, więc mediom potrzebny był skandal zastępczy" - mówi Borysewicz w rozmowie z "Galą".

Największe oburzenie wywołał jednak okrzyk gitarzysty w kierunku siedzących w pierwszych rzędach oficjeli: "Wy tam, w tych garniturach, wypier...ć z tych ławek! Dla emerytów nie gramy!".

Reklama

Borysewicz tak wspomina to wydarzenie:

"Wszedłem na scenę i zobaczyłem przed sobą dwadzieścia metrów pustej łąki, dalej siedzieli jacyś notable w garniturach. A dopiero na szarym końcu stali ludzie, którzy nas kochają".

"Powiedziałem, co o tym myślę: Panowie w garniturach, wypier***ać! To nie jest koncert dla was, tylko dla naszych fanów".

"Jeżeli ja nie pogonię takich kolesi, to kto to zrobi? Najpierw powiedziałem grzecznie: Proszę stąd wyjść!" - zastrzega muzyk.

"Nie ubliżyłem miastu Sulęcin. Wkurzyła mnie postawa tamtejszego burmistrza. Wyszedł na scenę i powiedział, że to on płaci za ten koncert. Jak to on?! Podatnicy, mieszkańcy - i to dla nich był nasz występ, a nie dla burmistrza i jego świty" - uważa Borysewicz.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Lady Pank | pijany | koncert | skandal | Jan Borysewicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy