Reklama

Bobby Bloom: 45 lat od tragicznej śmierci

Na koncie miał jeden przebój i całe życie przed sobą. Karierę Bobby’ego Blooma przerwał jednak śmiertelny wypadek. Mija właśnie 45 lat od śmierci artysty.

Na koncie miał jeden przebój i całe życie przed sobą. Karierę Bobby’ego Blooma przerwał jednak śmiertelny wypadek. Mija właśnie 45 lat od śmierci artysty.
Bobby Bloom zmarł w wieku 28 lat /Michael Ochs Archives /Getty Images

Bobby Bloom urodził się w styczniu 1946 roku w Nowym Jorku, a pierwsze kroki na muzycznej scenie zaczął stawiać już jako nastolatek w doo-wopowej grupie The Imaginations.

Z zespołem pożegnał się pod koniec lat 60., kiedy to zaproponowano mu możliwość napisania i zaśpiewania jingla reklamy Pepsi. W tamtym czasie Bloom był też tekściarzem współpracującym z wytwórnią Kama Sutra/Buddah.

Muzyk napisał m.in. "Mony Mony" dla Tommy James And The Shondells (posłuchaj!) i "Sunshine" dla The Archies (posłuchaj!).

Reklama

Wielki przełom dla Blooma nastąpił po premierze piosenki "Montego Bay", która opisuje historię dziejącą się w tym właśnie mieście na Jamajce (sprawdź tekst utworu!). Również na wyspie nakręcono teledysk promujący utwór, w którym widzimy wokalistę płynącego łódką.

Piosenka wyprodukowana przez dobrego przyjaciela Blooma, Jeffa Barry'ego osiągnęła niemały sukces, trafiając do TOP10 list przebojów w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Australii i Wielkiej Brytanii.

"Bobby był świetnym facetem. Niezwykle światłym i utalentowanym. Uwielbiał pisać i śpiewać. Jedyne czego nie lubił to występować. Był prawdziwym przystojniakiem, kobiety za nim szalały" - wspominał muzyka Jeff Barry. "Miał dom na wzgórzach Hollywood, motor i Porsche. Czasami był naprawdę szalony, potrafił wrzucić motocykl do basenu i nigdy go stamtąd nie wyciągnąć" - dodał.

Singel zwiastował debiutancki album muzyka, który ukazał się w 1970 roku. Na płycie będącej mieszanką calypso, popu i rocka, znalazł się też numer "Heavy Makes You Happy", który rok później w wielki hit przekuli członkowie formacji The Staples Singer.

Dobrze rozpoczynająca się kariera została tragicznie przerwana w wyniku w wyniku śmiertelnego postrzału. Bloom miał wtedy zaledwie 28 lat. Policja badająca sprawę śmierci uznała, że wokalista przypadkowo strzelił do siebie w trakcie czyszczenia broni.

Śledczy odrzucili możliwość samobójstwa (Bloom od wielu lat cierpiał na depresję) oraz potencjalnego morderstwa. Zbadania tej tezy bardzo mocno domagali się bliscy artysty (w tym Jeff Barry), jednak policja nigdy nie podjęła tropu.

W rozmowie z bubblegum-music.com w 2006 roku producent hitu "Montego Bay" zdradził, że Bloom mógł zginąć w wyniku awantury o kobietę.

"Ktoś go postrzelił w wyniku bójki o dziewczynę. [Bobby] kopnął drzwi i wbiegł do pokoju, a facet sięgnął po pistolet. Tego kolesia nigdy nie odnaleziono" - opowiadał.

Hit Bobby'ego Blooma doczekał się kilku nowych wersji. Jedna z nich - nagrana przez Jona Stevensa - okazała się wielkim przebojem w Nowej Zelandii, gdzie w 1980 roku spędził siedem tygodni na szczycie tamtejszej listy przebojów.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy