Reklama

Amy Winehouse skończyłaby 35 lat. Paul McCartney chciał jej pomóc

W rozmowie z "GQ" Paul McCartney przyznał, że mógł zrobić więcej, aby pomóc Amy Winehouse w uporaniu się z problemami. 14 września tego roku ceniona wokalistka skończyłaby 35 lat.

W rozmowie z "GQ" Paul McCartney przyznał, że mógł zrobić więcej, aby pomóc Amy Winehouse w uporaniu się z problemami. 14 września tego roku ceniona wokalistka skończyłaby 35 lat.
Amy Winehouse skończyłaby 35 lat /Bryan Bedder /Getty Images

Przypomnijmy, że Amy Winehouse zmarła 23 lipca 2011 r. w wieku 27 lat na skutek przedawkowania alkoholu po okresie odstawienia. W abstynencji wytrzymała dwa tygodnie. Z ostatniego odwyku wychodziła na początku czerwca.

"Amy czuje się fantastycznie i nie może doczekać się trasy koncertowej" - mówił wówczas jej rzecznik, Chris Goodman.

Problemy wokalistki nie były tajemnicą. Walkę z uzależnieniem od alkoholu i narkotyków Winehouse prowadziła w świetle kamer, a tabloidy śledziły niemal każdy jej krok.

"Wiedziałem, że ma problem i nie powiedziałem nic więcej poza 'cześć' - stwierdził w rozmowie z "GQ" Paul McCartney, który poznał artystkę na MTV EMA w 2008 roku. Członek The Beatles jest przekonany, że mógł zrobić więcej w całej sprawie.

Reklama

"Po tym wszystkim pomyślałem, że powinienem do niej podbiec i powiedzieć: ‘Hej, Amy, posłuchaj. Jesteś naprawdę dobra. Mam nadzieję, że..." i tu padłoby coś, co przebije się przez jej rozpacz. Ona by to przemyślała i powiedziała: ‘Tak, jestem dobra, mam życie, które trzeba poprowadzić’" - opowiadał, dodając, że ma do siebie żal o to, że tego nie zrobił.

Debiutancki album "Frank" z 2003 r. przyniósł jej m.in. nominacje do Brit Award i Mercury Music Prize, a także nagrodę Ivor Novello (za "Stronger Than Me"). Płyta niespełna 20-letniej wokalistki przyniosła dużą dawkę komplementów ze strony krytyki i spory sukces sprzedażowy.

Prawdziwe szaleństwo na punkcie Amy rozpoczęło się po premierze albumu "Back to Black" (2006), który zapowiadał singel "Rehab". To jedna z autobiograficznych piosenek, w której chyba najbardziej odcisnęło się tragiczne życie brytyjskiej wokalistki. Opisuje ona tu swoją odmowę udania się do kliniki leczącej z alkoholizmu. Na odwyk próbował wysłać Amy jej ówczesny menedżer Nick Shymansky. Ostatecznie płyta rozeszła się w nakładzie ponad 20 mln egzemplarzy.

Ogromny sukces okazał się drogą do porażki. Piosenkarka nie widziała siebie w roli wielkiej gwiazdy, a raczej "typowej żydowskiej matki otoczonej gromadką dzieci". Nie radziła sobie z uzależnieniem od narkotyków i alkoholu, depresją i bulimią, a także wyniszczającym ją związkiem z Blake'iem Fielder-Civilem (małżeństwem byli w latach 2007-09).

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Amy Winehouse | Paul McCartney
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy