Reklama

Wild Books: "Kaseta to taki mały winyl" (wywiad)

Wydawca Wild Books, Instant Classic, polecał go fanom Jacka White'a. Organizatorzy Open'era przestrzegali, by warszawskiego duetu nie pomylić z The Black Keys. OFF Festival anonsował ich pisząc: "Pokazują retro-rocka w całej jego kopiącej tyłek okazałości". Z Grzegorzem Wiernickim i Karolem Czerniakiewiczem po katowickim koncercie spotkał się Olek Mika.

Legendarna amerykańska wytwórnia płytowa Sub Pop, wydawca m.in. Nirvany, Mudhoney, Sonic Youth czy The White Stripes, objęła kuratelę nad jedną ze scen tegorocznego OFF Festivalu, to właśnie na niej pierwszego dnia katowickiej imprezy wystąpił duet Wild Books.

Zagraliście na scenie firmowanej szyldem Sup Pop ma to dla Was specjalne znaczenie?

Karol: - Wiadomo: wytwórnia z mnóstwem ciekawych płyt w dorobku, robiąca fajne rzeczy, więc... Ale zobaczymy jak bardzo zagraliśmy na scenie Sup Popu, czy tylko wystąpiliśmy pod logiem czy będzie z tego coś fajniejszego, w sensie: że dotrze do nas więcej ludzi kierując się tym szyldem. Sami, oczywiście, lubimy kilka zespołów z tej wytwórni.

Reklama

Grzegorz: - Dla mnie super. Sup Pop wydawał kiedyś Nirvanę - na której się wychowałem. Firmuje też nową, znakomitą płytę King Tuff.

Karol: - Ja wielce szanuje zespół Mudhoney, uważam, że jest bardzo niedoceniony. Moim zdaniem jest większy od Nirvany.

Grzegorz: - Mudhoney także bardzo lubię. Na równi z Nirvaną (śmiech).

Zapytałem o Sup Pop ponieważ w recenzjach Waszego debiutu (album "Wild Books" ukazał się w lutym br.) bardzo często pojawia się hasło "Seattle Sound".

Karol: - Wiesz, lubimy. Lubimy też "sfuzzowane" brzmienia. Jeśli chodzi o muzyczny styl to chyba bardziej Ameryka niż Wielka Brytania czy Azja. Lubimy Dinosaur Jr., Neila Younga...

Grzegorz: - Choć nie tylko Ameryka. Z brytyjskich zespołów cenimy na przykład The Stone Roses. Właściwie lubimy wszystkie garażowe kapele od lat 60., punk rocki i psychodeliczne rzeczy też.

No właśnie, na "Wild Books" postawiliście na brudne brzmienie i archaiczną produkcję - stało się tak ze względu na ograniczenia budżetowe czy był to całkowicie świadomy wybór?

Karol: - Tak brzmimy, bo takie mamy instrumenty i takie mamy umiejętności. I nie mamy nic do ukrycia.

Grzegorz: - Ja mam hopla na punkcie starych gratów. Bardzo lubię stare piece, stare gitary i stare efekty. Poza tym starsze instrumenty są też tańsze i zwykle lepiej brzmią niż te nowe, prosto ze sklepu.

Z tego samego powodu, czyli zamiłowania do staroci wydaliście debiut na kasecie magnetofonowej?

Karol: - Nie ukrywam, że mamy też wielki sentyment do analogowych nośników. Zbieramy kasety, zbieramy płyty winylowe. Kupujemy przede wszystkim kasety naszych znajomych, ale w lumpeksach można też znaleźć różne inne ciekawe wydawnictwa, więc tam też zaglądamy.

A nie przeszkadza Wam, że dźwięk z kasety nie jest idealny?

Karol: - Nie. Ostatnio kupiłem na bazarze kasetę Sonic Youth za 2,5 zł i bardzo się zajarałem.

- Uważam, że dobrze jest wydawać muzykę na różnych nośnikach: i analogowych i cyfrowych. Odbiorca ma wtedy wybór. Dlatego "Wild Books" wydaliśmy też na CD i przygotowujemy winyla. Kasety wróciły i myślę, że będą sobie trwały, będą stanowiły taki mały rynek, który nie będzie z niczym konkurował. Wypuściliśmy "Wild Books" na kasecie magnetofonowej, żeby mieć też pamiątkę.

Grzegorz: - Ja lubię takie rozjechane brzmienia. Nie przeszkadza mi, gdy coś zwalnia, lub gdy się zacina. Dla mnie kaseta, to taki mały winyl. Jeśli zespół nie wydał nic na "czarnej płycie", bo jednak kaseta jest tańsza w produkcji, to wybieram kasetę.

"Wild Books" dostępna jest też w serwisie Bandcamp, w całości. W branży panuje przekonanie, że niebawem nastanie dyktat singli. Artyści sprzedawać będą już tylko pojedyncze utwory, nikt nie będzie silił się na tworzenie pełnoprawnych albumów. Co w pewnym sensie już się dzieje...

Grzegorz: - Wiem, że ludzie wypuszczają pojedyncze piosenki do sieci. My staramy się tak nie robić. Zależy nam by materiał był spójny. Dlatego też nie wydawaliśmy EP-ek, a od razu pełny album.

Zadbaliście też o jego oprawę wizualną. Okładka "Wild Books" idealnie oddaje klimat Waszej muzyki; znakomicie prezentowałaby się też na winylu. Możecie opowiedzieć o tym zdjęciu? Jak je zdobyliście?

Karol: -To jest pocztówka, którą znalazłem odwiedzając lumpeksy. W tym konkretnym było wszystko: rozwalone suszarki, książki Bolesława Prusa, mapy i właśnie pocztówki. Kupiłem ją zanim zaczęliśmy nagrywać płytę, ale od początku kojarzyła mi się z okresem, kiedy zaczynaliśmy razem grać. A, że jest bardzo ładna więc nadawała się na okładkę. Z tyłu widnieją na niej jakieś pozdrowienia. W stylu: "Dzięki, jest ładna pogoda, mamy się dobrze"... Zgadzam się, że ładnie wyglądałaby na 12 calowym winylu.


Na koniec zapytam Was o przyszłość; dziś zagraliście nową piosenkę, czyli myślicie o kolejnej płycie. Czujecie presję, że musi być minimum tak dobra jak debiut, który zebrał znakomite recenzje?

Karol: - Fajnie jest stawiać sobie poprzeczkę wysoko i próbować robić jak najlepsze rzeczy, ale nie będziemy się spinać. Nie będziemy za bardzo myśleć nad tym, co ludzie będą myśleć. Nie śpieszymy się, nie mamy jakiegoś narzuconego terminu.

Grzegorz: - Pierwsza płyta powstała w ten sposób, że oprócz dwóch numerów, które zrobiliśmy na próbach, resztę materiału napisałem w domu. Teraz chciałbym by całość powstawała podczas wspólnego grania. Na pewno nie będzie taka sama jak debiut, bo tego nie zakładamy. W dodatku, gdy sprzęt się zmienia, lub jakiś efekt, od razu gra się też inaczej. Trudno przewidzieć, w którą stronę to pójdzie.

Karol: - Będziemy dużo grać i dużo o tej płycie gadać. Ugadamy się, ugramy i nagramy. Bez ciśnienia.

Fanom pozostaje zatem cierpliwie czekać. Dziękuję za rozmowę.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy