Reklama

Janis Joplin: Niezapomniana "Perła"

Śpiewała raptem kilka lat, wydała trzy płyty, ale wciąż pozostaje ikoną popkultury. Królowa hipisowskiego rocka, potrafiła wydrzeć się tak, że drżały ściany. Dziś mija dokładnie 40 lat od tragicznej śmierci Janis Joplin.

Była brzydkim kaczątkiem, które potrzebowało więcej uwagi niż pozostali. Po latach przyznała to jej matka, Dorothy Joplin. Jako nastolatka, kiedy najbardziej potrzebowała akceptacji, szczególnie wśród rówieśników, była obiektem drwin ze strony szkolnych kolegów i koleżanek. "Świnia", "dziwaczka", "świrus" - to jedne z delikatniejszych określeń, z którymi na co dzień spotykała się Janis. W okresie dojrzewania mocno przybrała na wadze, a problemy z cerą pozostawiły na jej twarzy widoczne ślady.

Smutek, który mam w sobie

Na przełomie lat 50. i 60. nastoletnia Janis odkryła muzykę bluesową i folkową. Do ówczesnych idoli późniejszej gwiazdy należeli bluesowa wokalistka Bessie Smith (w sierpniu 1970 roku, na dwa miesiące przed swoją śmiercią Janis ufundowała Smith nagrobek) i legenda amerykańskiego folku i bluesa Leadbelly. To za sprawą ich nagrań Janis postanowiła zostać wokalistką. Pierwsze nagrania powstały w grudniu 1962 roku w domu kolegi ze studiów - to bluesowy utwór "What Good Can Drinkin' Do", z którego możemy się dowiedzieć, co Janis sądziła o alkoholu: "Dajcie mi whisky, dajcie mi bourbona, dajcie mi ginu / Nie ma znaczenia, co piję, tak długo, kiedy topi ten smutek, który mam w sobie" - śpiewała mocno zdartym głosem 19-latka.

Janis i "What Good Can Drinkin' Do":

Nierozumiana przez otoczenie uciekała w świat muzyki i kontrkultury - w Kalifornii właśnie rozkwitała kultura bitników, poetów przeklętych. Janis ciągnęła jak ćma do światła - po przeprowadzce do San Francisco zaczęły się poważne narkotykowe odloty mocno podlewane alkoholem. Ta wybuchowa mieszanka nie mogła pozostać bez konsekwencji... Hipisowski ruch zresztą od początku był mocno związany z używkami, które miały służyć "poszerzaniu świadomości" i "oświeceniu umysłu". Jednak raptem po dwóch latach zaniepokojeni przyjaciele namówili Joplin na powrót do rodzinnego Port Arthur w Teksasie. Tam, odcięta od narkotykowych znajomości, zaczęła unikać używek. W stolicy Teksasu, Austin, pojawiła się na koncertach, akompaniując sobie tylko na gitarze. Spokój nie trwał jednak zbyt długo.

Lato miłości z butelką w ręku

Na występy Joplin w Teksasie zwrócił uwagę Chet Helms, promotor koncertów i menedżer grającej psychodelicznego rocka grupy Big Brother And The Holding Company. W czerwcu 1966 roku Helms ściągnął Janis z powrotem do San Francisco. Tam znów wpadła w środowisko, które nie wystrzegało się używek.

Po podpisaniu pierwszego poważnego kontraktu pojawił się debiutancki album zatytułowany nazwą grupy. Do sprzedaży trafił on chwilę po występie zespołu na Monterey Pop Festival w 1967 roku. "Stałem się feministą po zobaczeniu Janis Joplin na Monterey" - powiedział John McCleary, autor wydanego w 2002 roku "The Hippie Dictionary", ponad 600-stronicowej książki o hipisowskiej kontrkulturze. Wokalistka na scenie pojawiła się z butelką ulubionego likieru Southern Comfort i wykonała prowokacyjną wersję "Ball 'n' Chain" z repertuaru wokalistki Big Mama Thornton. Ten utwór do dziś uznawany jest za jedno z najlepszych koncertowych wykonań Janis. "Ball 'n' Chain" również dwukrotnie usłyszała publiczność na bis podczas legendarnego występu na festiwalu Woodstock w 1969 roku.

Janis śpiewa "Ball 'n' Chain" na Monterey:

Hipisowski karnawał, ochrzczony później mianem "lata miłości" trwał w najlepsze. Wkrótce o niepozornej dziewczynie z Teksasu usłyszała cała Ameryka za sprawą występów wraz z innymi ówczesnymi gwiazdami psychodelicznego rocka: Jimim Hendrixem, Greatful Dead czy Joni Mitchell. "Najpotężniejsza wokalistka, która wypłynęła z białego rocka" - pisał wówczas "Time". Do tej pory kogoś takiego nie było na scenie zdominowanej przez mężczyzn. Janis prowokowała, obrażała, nie stroniła od wulgaryzmów - w 1969 roku została nawet aresztowana na koncercie w Tampa na Florydzie.

Z Big Brother And The Holding Company wydała jeszcze jedną płytę - "Cheap Thrills" (1968), która przyniosła wielki przebój "Piece Of My Heart". Tu także znalazła się hipisowska kołysanka "Summertime", przeróbka utworu George'a Gershwina z opery "Porgy and Bess". Po trasie (występy na Newport Folk Festival, w Winterland Ballroom - wydany później na płycie "Live at Winterland '68") Janis oznajmiła, że odchodzi.

Zobacz Janis Joplin w "Piece Of My Heart":

200 dolarów dziennie

Do współpracy powołała nowy zespół Kozmic Blues Band, z którym nieco odeszła od rocka psychodelicznego, wprowadzając do swojej muzyki elementy soulu, funky i bluesa. Wówczas była już uzależniona od heroiny, na którą potrafiła wydać co najmniej 200 dolarów dziennie. Gabriel Mekler, producent albumu "I Got Dem Ol' Kozmic Blues Again Mama!", podczas sesji nagraniowej przygarnął wokalistkę pod swój dach, by trzymać ją z dala od narkotyków i "przyjaciół" oferujących jej "odlot".

Jeszcze z Kozmic Blues Band wystąpiła na festiwalu Woodstock, lecz zdaniem większości świadków naćpana Janis nie była w dobrej formie. Do legendy tej imprezy przeszła głównie za sprawą statusu ikony dzieci-kwiatów.

Sytuacja znów się powtórzyła - rozwiązała Kozmic Blues Band, a po wakacjach w Brazylii (tam na chwilę odstawiła narkotyki i alkohol, wdała się w romans z nauczycielem Davidem Niehausem) wszystko wróciło do normy. Janis założyła kolejną formację (Full Tilt Boogie Band), wróciła też do nałogów - wprawdzie ponoć ograniczyła "dragi", za to piła coraz więcej - co było przyczyną zakończenia związku z Niehausem.

Pogrzebana żywcem w bluesie

W połowie 1970 roku Janis z zespołem rozpoczęła nagrywanie kolejnego albumu. W studiu towarzyszył im producent Paul A. Rothchild, współpracownik The Doors. Podczas sesji 27-letnia wokalistka zaczęła spotykać się z Sethem Morganem, o sześć lat młodszym studentem Berkeley i dilerem kokainy. Razem wprowadzili się do Landmark Motel w Los Angeles, myśleli o małżeństwie. Później Seth Morgan zeznał, że Janis chciała zakończyć karierę, mieć dziecko, odstawić narkotyki i alkohol.

Śmierć innej legendy, gitarzysty Jimiego Hendrixa (18 września 1970 roku) mocno wstrząsnęła Janis Joplin. Nie było tajemnicą, że Hendrix prowadził podobny tryb życia. "Nie mogę odejść tego samego roku. On jest większą gwiazdą" - miała powiedzieć przestraszona Janis, która niegdyś zaliczyła krótkotrwały romans z Hendrixem. Kilkanaście dni później podpisała notarialnie przygotowany testament. Tragedia czaiła się za rogiem...

3 października nagrywała w studiu piosenkę "Buried Alive In Blues", jednak muzycy jej nie dokończyli - mieli to zrobić następnego dnia. Janis nie pojawiła się w studiu, co zaniepokoiło producenta Paula A. Rothchilda. Do Landmark Motel (obecnie Highland Gardens Hotel) udał się John Cooke, koncertowy menedżer Full Tilt Boogie, wraz z kolegą. W pokoju zajmowanym przez Joplin znaleźli ją martwą, leżącą obok łóżka. Przyjęta dawka heroiny okazała się za mocna dla jej serca. Koroner w raporcie określił przyczynę śmierci jako zatrucie organizmu narkotykami na skutek wstrzyknięcia. Cooke był przekonany, że przedawkowanie było przypadkowe, gdyż diler najwyraźniej nie poinformował wokalistki o wyjątkowej mocy "towaru". W ten weekend w podobny sposób zmarło także kilku innych klientów dilera Janis.

Cztery miesiące po śmierci, 1 lutego 1971 roku, ukazał się album "Pearl" - prawdziwa "perła" w dorobku Joplin, a także całego rocka, w pełni pokazująca imponujący głos Janis. Na płycie znalazły się takie utwory, jak "Move Over", "Cry Baby", "Mercedes Benz" czy "Me and Bobby McGee", napisany przez country'owego muzyka Krisa Kristoffersona, jednego z wielu partnerów Janis. Niedokończony, surowy utwór "Buried Alive In Blues" pozostał na płycie w wersji instrumentalnej. Takie - surowe, burzliwe, pełne buzujących emocji - było też życie Janis Joplin, perły, której blask w pełni zaświecił dopiero po jej śmierci.

Posłuchaj utworu "Buried Alive In Blues":

Michał Boroń

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: blues | perła | Janis Joplin
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy