Reklama

Great White: Pamięci ofiar

W środę (20 lutego) mija 10 lat od tragedii w klubie The Station na Rhode Island, gdzie podczas koncertu hardrockowej grupy Great White wybuchł pożar. Zginęło wówczas 100 osób (w tym gitarzysta zespołu, Ty Longley), a kolejne 300 odniosło obrażenia.

Do tragedii doszło na początku występu Great White (formalnie występującym pod szyldem Jack Russell's Great White), gdy zespół zaczynał utworem "Desert Moon". To wtedy menedżer trasy, 29-letni wówczas Daniel Biechele, odpalił fajerwerki (mimo braku licencji na stosowanie efektów pirotechnicznych), od których zajęły się akustyczne izolacje zamontowane obok stanowiska perkusisty.

Publiczność i muzycy szybko połapali się, że coś poszło nie tak, ale większość widzów skierowała się do głównego wyjścia, które zostało zablokowane, a ludzie w panice zaczęli się wzajemnie tratować. Po tragedii okazało się, że w klubie było 462 osób, choć oficjalnie mieściło się w nim 404.

Reklama

"Nigdy nie przypuszczałem, że [ogień] zacznie się tak szybko rozprzestrzeniać" - mówił później Brian Butler, kamerzysta, który zarejestrował moment wybuchu ognia.

Na nagranym przez niego filmie widać, jak płomienie w kilka minut zajęły cały budynek.

Tragiczne wydarzenia w The Station to czwarty pod względem liczby ofiar największy pożar w klubie w USA.

Przyjaciele i rodziny zmarłych w pożarze fanów zespołu Great White zgromadzili się w niedzielę (17 lutego) w miejscu tragedii, aby złożyć hołd wszystkim ofiarom.

Podczas spotkania głos zabrał Don Carcieri, były gubernator Rhode Island, który złożył kondolencje bliskim zmarłych. Przypomniał także, jak członkowie rodzin zgromadzili się dzień po tragedii, aby wspierać się wzajemnie.

"W czasie tej najgorszej tragedii w naszym stanie, w pewnym sensie była to nasza - ludzka - najlepsza godzina" - powiedział Carcieri.

W programie uroczystości znalazły się również występy muzyczne, odczytanie nazwisk ofiar tragedii oraz 100 sekund ciszy.

W grudniu 2003 roku Daniel Biechele oraz bracia Jeffrey A. i Michael A. Derderianowie (właściciele The Station) zostali oskarżeni o nieumyślne spowodowanie śmierci. Dodatkowo Derderianowie musieli zapłacić ponad milion dolarów grzywny za brak ubezpieczenia swoich pracowników - czterech z nich zginęło w pożarze.

W wyniku procesu Daniel Biechele (przyznał się do zarzutów i wyraził skruchę) został skazany na 15 lat więzienia (w tym 11 w zawieszeniu). W marcu 2008 roku wyszedł na wolność.

"Jest mi tak ogromnie przykro za to, co zrobiłem. Nie chcę już sprawiać nikomu więcej bólu. Nigdy nie zapomnę tamtego wieczoru i nigdy nie zapomnę tych ludzi, którzy wówczas ucierpieli" - oświadczył podczas procesu Daniel Biechele.

Na wolności są także bracia Derderianowie (Jeffrey dostał wyrok w zawieszeniu, Michael został zwolniony w czerwcu 2009 r.).

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: 100 | Great White | rocznica śmierci | pożar | tragedia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy