Reklama

Gary Moore: Wciąż gra muzyka

"Był krzepkim gościem, a nie ofiarą rocka" - mówił wstrząśnięty Eric Bell, gitarzysta Thin Lizzy, po informacji o nagłej śmierci Gary'ego Moore'a. Słynny gitarzysta, pamiętany z wielkiego przeboju "Still Got The Blues (For You)", zmarł 6 lutego 2011 roku w wieku 58 lat.

Pochodzący z irlandzkiego Belfastu wokalista i gitarzysta funkcjonował w zasadzie na obrzeżach wielkiego świata rocka - fani znali go ze znakomitej gry, a nie głośnych skandali. Moore nie wyrzucał telewizorów przez okno, nie rozwalał instrumentów gdzie popadnie, nic nie było słychać na temat ekscesów z używkami, a dwie byłe żony w środowisku nie budzą żadnej sensacji.

Śmierć zastała go w hotelu w turystycznej miejscowości Estepona w Hiszpanii, gdzie przebywał na wakacjach ze swoją dziewczyną Petrą Nioduschewski. Przyczyną zgonu był atak serca.

Po śmierci Gary'ego Moore'a hołd złożyli mu tacy muzycy, jak m.in. Ozzy Osbourne, Roger Taylor, Bob Geldof, Glenn Hughes (były wokalista i basista Deep Purple, obecnie supergrupa Black Country Communion), Mikael Akerfeldt (Opeth), Eric Singer (perkusista Kiss), Henry Rollins, Ricky Warwick (The Almighty, ostatnie wcielenie Thin Lizzy) czy Brian Downey (perkusista i współzałożyciel Thin Lizzy).

Reklama

Bob Geldof zaliczył Moore'a do złotej trójcy irlandzkiego bluesa obok Van Morrisona i Rory Gallaghera. Inni muzycy, krytycy czy zwykli fani podkreślali jego stylistyczną wszechstronność (od bluesa, rocka, metalu, przez pop i jazz), a także osobistą skromność.

"Mam wspaniałe wspomnienia Gary'ego z czasów trasy Thin Lizzy i Queen - zawsze uśmiechnięty, zawsze uprzejmy... Był wspaniałym facetem na scenie. Jego muzyka będzie wciąż żyła..." - wspominał perkusista Queen Roger Taylor w magazynie "Classic Rock".

Przyjaciela opłakiwał też Ozzy Osbourne: "Znałem Gary'ego Moore'a właściwie od zawsze. Powiedzieć, że ta śmierć to tragiczna strata nie oddaje w pełni tego na co on zasługiwał. Straciliśmy fenomenalnego muzyka i wspaniałego przyjaciela".

"On każdą nutę, każdą piosenkę, grał tak, jakby to robił ostatni raz w życiu. A potem wymagał tego i oczekiwał od muzyków ze swojego zespołu" - z uznaniem mówił perkusista Eric Singer (Kiss), który towarzyszył Moore'owi podczas trasy "Wild Frontier" w 1987 roku.

W wieku 16 lat Gary Moore przeniósł się z rodzinnego Belfastu do Dublina, gdzie dołączył do bluesrockowej grupy Skid Row (przez pewien czas jej wokalistą był Phil Lynott). Po wydaniu trzech płyt ze Skid Row odszedł z zespołu w grudniu 1971 roku.

Lynott ściągnął Moore'a do Thin Lizzy na przełomie 1973 i 74 r., kiedy za Bella dokończył trasę koncertową. W tym zespole ponownie pojawił się w 1978 r., a rok później ukazał się album "Black Rose: A Rock Legend", który przyniósł przebój "Waiting For An Alibi".

Gary Moore i Phil Lynott w utworze "Parisienne Walkways":


Działalność na własne konto Gary Moore zaczął już w 1973 r. płytą "Grinding Stone". Największą popularność Irlandczykowi przyniósł album "Still Got The Blues" (1990) nagrana z udziałem m.in. George'a Harrisona z The Beatles, Alberta Kinga i Alberta Collinsa. Tytułowa ballada to do dziś najbardziej znany utwór Moore'a.

Zobacz teledysk "Still Got The Blues (For You)":

W połowie lat 70. Moore dołączył do grupy Colloseum II, utworzonej przez Jona Hisemana, perkusisty i lidera jazz-rockowego Colloseum. Z nią nagrał trzy płyty ("Strange New Flesh", "Electric Savage", "War Dance"). Współpracował również z m.in. Gregem Lake'em z Emerson, Lake & Palmer oraz supergrupą BBM (w skład tria wchodzili także Jack Bruce i Ginger Baker z Cream). Ostatnim wydawnictwem Gary'ego Moore'a pozostała płyta "Bad for You Baby" (2008).

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: granie | gitarzysta | Gary Moore
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy