Reklama

20 lat "Czarnego albumu" Metalliki

To jedna z najważniejszych płyt nie tylko Metalliki, ale w historii rocka w ogóle. W 20. rocznicę premiery przybliżamy fascynujące kulisy powstawania "Czarnego albumu".

12 sierpnia 1991 roku - tego dnia ukazała się płyta. Wydawnictwo rozeszło się w 22 milionach egzemplarzy na całym świecie, co było największym fonograficznym sukcesem w karierze legendy thrash metalu.

Na początek kwestia formalna - piąty album Metalliki ukazał się bez tytułu na okładce; przez członków i fanów zespołu określany jest najczęściej mianem "The Black Album" ("Czarny album") ze względu na grafikę towarzyszącą jego wydaniu. W niektórych publikacjach longplay figuruje także pod nazwą "Metallica".

To właśnie z tej płyty pochodzą takie utwory jak "Enter Sandman", "Nothing Else Matters", "Sad But True" czy "The Unforgiven".

Reklama

"To jest nasze 'The Dark Side Of The Moon'" - nie ma wątpliwości Kirk Hammett, gitarzysta Metalliki.

Bob wprowadza zamęt. I wizję

Na początku ich współpraca nie miała być aż tak ścisła. Menedżment Metalliki skontaktował się z Bobem Rockiem, proponując by ten zajął się miksem powstającego właśnie albumu (muzycy pracowali już nad kompozycjami).

Członkom Metalliki Bob zaimponował produkcją płyty "Dr. Feelgood" Mötley Crüe, stąd ta propozycja.

Bob Rock przyszedł na spotkanie z zespołem i namieszał. Powiedział, że nie chce miksować płyty, tylko wyprodukować ją, nadzorować cały proces jej powstawania. Dodał też, że oglądał Metallicę kilka razy na żywo i uważa, że ich albumy nie są tak dobre jak koncerty.

"Słucham? A kim ty k...a jesteś?" - miał wypalić Lars Ulrich, perkusista i założyciel formacji.

"Bob miał wizję, gdzie powinniśmy pójść. To było dla mnie inspirujące. Nasza praca przestała polegać na tym, że spieram się z Larsem o to, czy o tamto" - wspomina wokalista James Hetfield.

Ostatecznie muzycy zgodzili się, by powierzyć Rockowi produkcję. Jak się okazało, decyzja ta zapoczątkowała wieloletnią współpracę Metalliki z producentem.

Zobacz "Enter Sandman" w wersji live:


Nowe porządki

Po pierwsze, Jason Newsted. Liderzy Metalliki, Ulrich i Hetfield, traktowali swojego basistę dość szorstko, nie pozwalając mu na rozwinięcie skrzydeł.

"Na płycie '...And Justice For All' z 1988 roku nie było słychać basu. To było dla mnie dość upokrzające" - wspomina Newsted.

Przy pracach nad "Czarnym albumem" Bob Rock dopilnował, by bas nie tylko był słyszalny, ale też wpływał na kształt utworów.

Po drugie, prostota. Lars Ulrich: "Chcieliśmy nagrać proste utwory. Prostsze w stosunku do tego, co graliśmy wcześniej".

Swoją filozofię tworzenia piosenek tak wyłożył James Hetfield: "Masz dobry riff - masz dobrą piosenkę. Cały proces twórczy to tylko dokładanie kolejnych elementów".

"To był dla mnie najłatwiejszy do zagrania album. Te utwory wręcz domagały się ode mnie konkretnej solówki" - twierdzi Kirk Hammett, nie wspominając o...

Po trzecie, wywieranie presji na Kirka. James, Lars i Bob nabrali przekonania, że nad spokojnym gitarzystą zespołu trzeba stać z batem, trzeba go zmuszać do większego wysiłku, by dał solówkę na miarę swojego talentu.

Gdy zadowolony z siebie Hammett prezentował wymyśloną właśnie partię, trzech głównodowodzących wzruszało ramionami i stwierdzało, że nie o to im chodziło.

Kirk stawał na głowie, by ich zadowolić, co faktycznie zaowocowało znakomitymi partiami gitary.

"Może i byłem dla niego dupkiem w tym czasie" - przyznaje ze śmiechem Bob Rock.

Po czwarte, razem. Producent chcąc oddać na płycie atmosferę koncertów zespołu, nakazał im, by utwory rejestrowali razem, a nie każdą ścieżkę osobno.

Trudne początki i nowy, lepszy wokal Jamesa

W pierwszych trzech miesiącach nie współpracowało im się zbyt dobrze. Zespół traktował Boba Rocka jak intruza. Zwłaszcza Larsowi Ulrichowi nie podobało się, że ktoś "obcy" komentuje ich grę.

Często zdarzało się, że producent udzielał im wskazówek, a oni i tak robili wszystko po swojemu. Co więcej, muzycy testowali Boba, nabijając się z niego codziennie, że wygląda jak dziewczynka.

Gdy jednak producent przeszedł ten chrzest bojowy i udowodnił, że jego uwagi są wartościowe, jego pozycja znacznie wzrosła: rockmani zaczęli go traktować jako piątego członka zespołu.

Zobacz teledysk do "The Unforgiven":

Później jednak, w trakcie nagrań, nastąpił kolejny trudny moment w procesie rejestrowania "Czarnego albumu". James Hetfield stracił głos.

Za namową Boba Rocka wokalista po raz pierwszy w życiu udał się do nauczyciela śpiewu. Jak wspomina, chciał stamtąd uciekać, gdy ten kazał mu śpiewać "do-re-mi-fa-sol-la" w różnych tonacjach. Ale został. Od tamtej pory znacznie bardziej świadomie korzysta ze swojego głosu.

James nauczył się wtedy nie tylko technik służących efektywniejszemu wykorzystywaniu strun głosowych. Frontman Metalliki poszedł za ciosem i postanowił zmienić nieco swój styl śpiewania, wydobywając na zewnątrz więcej emocji.

"Dzięki prostej konstrukcji utworów, wokal stał się kluczowy. Zdałem sobie sprawę, że ludzie będą się wsłuchiwać w to, co śpiewam" - opowiada Hetfield.

Historia pewnej piosenki

Nowo nabyte umiejętności słychać zwłaszcza w balladzie "Nothing Else Matters", która - jak to w historii nieraz bywało - powstała przez przypadek i nie miała znaleźć się na płycie.

James rozmawiał przez telefon z gitarą na kolanach. Znudzony brzdękał w otwarte struny, gdy nagle zdał sobie sprawę, że to brzdękanie układa się w całkiem interesujący muzyczny motyw. "Muszę kończyć" - rzucił do słuchawki i zabrał się do komponowania "Nothing Else Matters".

Utwór opowiadał o rozłące Jamesa ze swoją dziewczyną w trakcie tras koncertowych. Już po wydaniu "Czarnego albumu" okazało się jednak, że słowa piosenki są na tyle uniwersalne, że utożsamiają się z nimi w zupełnie różnych sytuacjach słuchacze na całym świecie.

Również dla samego wokalisty uniwersalizm tego numeru był zaskoczeniem.

"Dziewczyny przychodziły i odchodziły, a ten utwór wciąż był dla nas ważny. I nadal jest" - podkreśla Hetfield.

Ballada stała się sławna, dzięki... długim uszom Larsa Ulricha.

"Na początku nie chciałem, żeby to była piosenka Metalliki. To był mój utwór, uważałem, że jest zbyt osobisty, żeby grał ją cały zespół. Ponadto wydawało mi się, że nie jest to kawałek w stylu Metalliki" - wspomina James.

"Przede wszystkim zakładałem, że pozostałym się nie spodoba" - dodaje. Pewnego dnia Lars usłyszał, jak kolega gra tę właśnie piosenkę i podsumował ją krótkim: "Dobre, bierzemy to". I już nie było odwrotu.

Zobacz "Nothing Else Matters" z orkiestrą symfoniczną:


Wizjoner Lars

To właśnie perkusista w tracie prac nad "Czarnym albumem" wykazywał się największą intuicją.

"The Unforgiven" to jego koncept: wcześniej wolne utwory Metalliki - "Fade To Black" czy "Welcome Home (Sanitarium)" - opierały się na melodyjnej zwrotce i mocnym refrenie. Ulrich postanowił tę konstrukcję odwrócić. Strzał w dziesiątkę.

Słynny riff do "Enter Sandman"? Tu również palce maczał perkusista. Ten motyw wymyślony przez Kirka Hammetta miał brzmieć zupełnie inaczej. Lars polecił koledze, by pierwszy fragment zagrał trzykrotnie, zanim zrobi przejście. Riff po tej modyfikacji stał się jednym z najbardziej chwytliwych motywów gitarowych w historii rocka.

Hetfield i Hammett bez ogródek przyznają, że początkowo nie widzieli w "Czarnym albumie" potencjału na przełomową, wyjątkową płytę. Ulrich przeciwnie, od pewnego momentu czuł, że tak będzie - mimo początkowych oporów w stosunku do Boba Rocka.

Już podczas nagrań muzycy zastanawiali się, który z utworów wybrać na pierwszy singel. Lars upierał się przy "Enter Sandman". Wywiązała się kłótnia, w trakcie której perkusista miał wykrzyknąć:

"To będzie wielkie, wy tego po prostu jeszcze nie łapiecie"!

Michał Michalak

Czytaj także:

Metallica: 25 lat "Master Of Puppets"

Zobacz teledyski Metalliki na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Metallica | James Hetfield | Lars Ulrich | Kirk Hammett | Jason Newsted | Metalliki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy