Reklama

"Nie dać się pokonać przez los"

- Pomimo tego, że opuścił nas reżyser, jest w nas determinacja, by nie dać się pokonać przez los - tak o śmierci reżysera Piotra Łazarkiewicza, który zajmował się sztuką "Prawo McGoverna" opowiada Zbigniew Hołdys, producent spektaklu.

Piotr Łazarkiewicz zmarł 20 czerwca, podczas przygotowań do spektaklu, który powstawał w oparciu o sztukę autorstwa Zbigniewa Hołdysa. Premiera przedstawienia zaplanowana była na 5 lipca.

- Najprawdopodobniej spektakl zostanie zagrany, tak jak to było planowane. Agnieszka Glińska ma nam pomóc w jego dokończeniu. Zgłosili się też inni reżyserzy, co strasznie mnie podbudowało. W tym trudnym momencie wszyscy chcą ratować jego pracę i nikt nie domaga się nazwiska na afiszu - Hołdys powiedział w rozmowie z INTERIA.PL.

Muzyk dodał, że Łazarkiewicz roztoczył nad młodymi aktorami, wśród których znalazł się syn gitarzysty, Tytus Hołdys - rodzaj "ojcowskiej opieki".

Reklama

- On miał niezwykle przyjazny stosunek do ludzi, z którymi pracował. To była taka ojcowska opieka. Sądzę, że im się teraz świat zawalił. Ale jednocześnie we wszystkich tkwi wola pokazania tego spektaklu, bo Piotr zrobił go niezwykle efektownie. Fantastycznie. Jesteśmy mu to winni - zadeklarował Hołdys.

"Prawo McGoverna" to debiut artysty jako dramatopisarza. Hołdys przyznał jednak, że nie jest pierwsza napisana przez niego sztuka:

- Ja piszę od wielu lat. Ci, którzy mnie znają, wiedzą o tym, że ja pisałem pierwsze eseje mając 20 lat. One może były nieporadne, ale... Potem pisywałem do gazet, periodyków muzycznych, a później tworzyłem różnego rodzaju felietony. I z tym ludzie mogli się zderzyć.

- Sztuki teatralne i scenariusze filmowe pisałem od wielu, wielu lat. Pierwsza powstała bodajże w 1980 roku. Nigdy nie miałem jednak śmiałości, by to pokazać. Ja się dobrze czuję w świecie muzyki, przed którą w ogóle nie mam stracha. Natomiast w tej dziedzinie trudno było mi czegokolwiek oczekiwać. Choć czasami moi przyjaciele, którzy czytali, mówili, że to jest coś warte - powiedział INTERIA.PL.

Skąd zatem decyzja o opublikowaniu dzieł?

- Przełom nastąpił, gdy zacząłem wykładać w szkole filmowej w Warszawie. Zniechęcony tym, że studenci przynoszą beznadziejne pomysły na scenariusze, po prostu napisałem kilkanaście etiud dosłownie w ciągu tygodnia. Rzuciłem to na stół, poprosiłem o ocenę, a oni je rozszarpali - wszyscy chcieli kręcić te etiudy. I one są kręcone gdzieś tam w Polsce w różnych szkołach.

- Później zacząłem pisać sztuki teatralne głównie dla szkół. Tak załatwiałem problem patologii w szkołach, typu przemoc, narkotyki, HIV, rasizm... Te sztuki również są grane co jakiś czas. Dostaję relacje, że gdzieś ktoś je wystawia. Ja te wszystkie rzeczy rozdaję za darmo.

- Teraz, kiedy mój syn Tytus zdecydował założyć teatr z przyjaciółmi, postanowiłem coś dla nich stworzyć. To teatr oparty na wyjątkowo unikalnych zasadach The Living Theatre. To koncepcja, w której aktorzy rzeczywiście wcielają się w grane postacie aż do bólu, stają się tymi ludźmi. To bardzo efektowny i trudny sposób grania. I dla nich właśnie napisałem "Prawo McGoverna". Przygotowali się do tego od roku, jeden z nich ma zagrać porywacza, a drugi prawnika. Mamy już oceny zawodowych aktorów którzy mówią, że to jest świetne. To mnie zachęciło do wynajęcia teatru i wyprodukowania tego spektaklu.

- Pomimo tego, że opuścił nas reżyser, jest w nas determinacja, by nie dać się pokonać przez los - powiedział na koniec były lider Perfectu.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Dana | danie | Hołdys | opuścił | Zbigniew Hołdys
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy