Reklama

Za młody na dinozaura

Chris Cornell "Songbook", Universal

Po fatalnie przyjętym albumie nagranym z Timbalandem ("Scream" z 2009 roku) Chris Cornell postawił na rozwiązanie najbezpieczniejsze z możliwych. Artysta uznał, że przyszła pora na małe podsumowanie.

"Śpiewnik" 47-letniego wokalisty to akustyczny przekrój przez jego karierę: mamy tu numery Soundgarden, Temple Of The Dog, Audioslave, no i oczywiście utwory solowe. Oprócz tego dwa covery: "Thank You" z repertuaru Led Zeppelin oraz słynne "Imagine" Johna Lennona. Mamy też dwie premiery: "Cleaning My Gun" i "The Keeper".

Na tle akustycznej gitary można w pełni nasycić uszy niepowtarzalnym wokalem Cornella: przybrudzonym, nieco blaszanym, wgryzającym się ostro w uszy i świadomość, wypełniającym całą przestrzeń. To głos mogący rozbijać szklanki czy też robić odwierty w poszukiwaniu ropy albo gazu łupkowego. "Songbook" dowodzi, że nie bez przyczyny wymienia się Cornella w gronie najlepszych rockowych wokalistów. Ale dowodzi też, że kariera artysty traci rozpęd coraz wyraźniej.

Reklama

Sparzył się bardzo wokalista na "Scream". Określał tę płytę jako swoje "The Dark Side Of The Moon". Nie tylko krytycy zrównali album z ziemią, ale co gorsze, również fani. Cornell przestał upierać się, że nagrał dzieło życia. Zamiast tego reaktywował Soundgarden (wiosną ukaże się powrotny album), a później zarejestrował przy pomocy czterech gitar - tyle ich widzimy na okładce - swoje akustyczne CV. "Songbook" to ponad 67 minut nagrań live z kwietnia 2011 roku.

Mając w pamięci genialny cover "Billie Jean" w wykonaniu Cronella, a także bardzo udane wykonanie singla "Scream", który po odjęciu timbalandowych bitów zyskał zupełnie nowy wymiar, spodziewałem się po "Śpiewniku" samych dobrych rzeczy. Oczekiwania zostały zaspokojone tylko częściowo. Przestrzelił Cornell z interpretacją "Imagine", nużą nieco numery solowe, za to doskonale wybrzmiały kawałki Audioslave, zwłaszcza "Wide Awake".

Jednak ocena albumu - fani wokalisty mogą spokojnie dodać jeden, dwa punkty - nie może przysłonić faktu, że Chris Cornell już od dłuższego czasu nie nagrał nic przełomowego, ważnego, inspirującego. A za młody jest przecież na to, by zostawać dinozaurem rocka.

5/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy