Reklama

Z małą pomocą halucynogenów

Klaxons "Surfing The Void", Universal Music Polska

Trzy sesje nagraniowe, zaskakujący wybór producenta oraz tajemniczy peruwiański halucynogen, pomogły Klaxons umiejętnie wywinąć się z zatrzaśniętej i zakurzonej szufladki z napisem nu-rave. Z nietuzinkowym rezultatem.

Przypomnijmy, że w 2007 roku Klaxons mocno zatrzęśli wyspiarskim rynkiem muzycznym. Debiutancki album "Myths of the Near Future" zarzucił listy przebojów kilkoma chwytliwymi singlami (takie "Golden Skans" znają nawet ludzie nie siedzący w temacie), wpasował się w wykreowany przez media świeżutki nu-rave i wreszcie został uhonorowany w Anglii statuetką Mercury Prize dla najlepszego debiutanta. A ta nagroda jest równoznaczna z promocją do pierwszej ligi tamtejszych zespołów alternatywnych.

Reklama

Przed następcą ozłoconego debiutu było już jednak pod górkę. W sumie odbyły się aż trzy sesje nagraniowe: brak efektów pracy z legendarnym Tonym Viscontim (David Bowie), odrzucenie materiału zarejestrowanego z Jamesem Fordem (Simian Mobile Disco) i wreszcie wywołujące lekkie zakłopotanie sięgnięcie po Rossa Robinsona (tak, "ojca chrzestnego nu-metalu"). Wydawałoby się - katastrofa gotowa. A jednak Klaxons sprawili przyjemną niespodziankę i to niekoniecznie swoim wiernym fanom (ci "najtwardogłowsi" protestowali w internecie), ale fanom dobrej muzyki w ogóle.

Przede wszystkim na "Surfing The Void" dzieje się bardzo dużo, czasami wydaje się, że nazbyt wiele. Nagłe zwroty akcji, intrygujące brzmienie i dziwaczność kompozycji, nie wspominając o kosmicznych tekstach, potrafią przyprawić o zawrót głowy. W wywiadach Klaxons ujawniają, że muzyczny przewrót zainspirował peruwiański halucynogen o nazwie ayahuasca, który spożywa się podczas seansów z indiańskim szamanem. Ile w tym prawdy, wiedzą sami muzycy. Faktem jest jednak, że płyta należy do tych określanych przymiotnikiem "narkotyczne".

A jak Ross Robinson odcisnął swe piętno na muzyce Klaxons? Na pewno na "Surfing The Void" jest więcej gitar, niż na "Myths of the Near Future". Poza tym to chyba zasługa producenta, że brzmienie Brytyjczyków zintensyfikowało się i nabrało masy. Momentami bywa naprawdę grubo i jazgotliwie, w zaskakująco psychodeliczny i upiorny sposób (np. utwór tytułowy). Do tanecznych klubów Klaxons A.D. 2010 nadawaliby się tylko w jednym celu - by w okolicach 5 rano przepędzić imprezowiczów z parkietu i zamknąć lokal. Taki to z nich niełatwy, nieoczywisty i niemodny zespół się zrobił.

Przed trzecią sesją nagraniową, która finalnie ukształtowała "Surfing The Void", Klaxons zaproponowali wytwórni płytowej zestaw utworów, który decydentom wydał się być "zbyt eksperymentalny". Słuchając pokręconej drugiej płyty Brytyjczyków, uporczywie zastanawiam się, jak osobliwe musiały być efekty tamtej odtrąconej sesji? To musiało być naprawdę coś! Tak czy inaczej Klaxons, po odpaleniu fajerwerku z napisem nu-rave, wskazują kolejny szlak dla innych. Jaki? Nie bać się eksperymentów. A dla niezdecydowanych mają środek zaradczy. Nazywa się ayahuasca i rośnie w Ameryce Południowej.

7/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: surfing | Klaxons
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy