Reklama

Young Leosia "Hulanki": Szklanki do połowy puste [RECENZJA]

Dyskusje na temat Young Leosi są zdecydowanie ciekawsze niż muzyka, którą wspomniana zaprezentowała na swoim debiutanckim krążku. Nie oznacza to, że nie ma o czym mówić. Wręcz przeciwnie.

Dyskusje na temat Young Leosi są zdecydowanie ciekawsze niż muzyka, którą wspomniana zaprezentowała na swoim debiutanckim krążku. Nie oznacza to, że nie ma o czym mówić. Wręcz przeciwnie.
Okładka płyty "Hulanki" Young Leosi /materiały prasowe

O tym, jak wielkie zamieszanie na rynku muzycznym zrobiła piosenkarka, można się przekonać, gdy podniesie się wzrok, by spojrzeć na szczyt OLiS-u. Skala zjawiska wykracza jednak daleko poza suche liczby, a przekonuje o tym nie kto inny jak Mata. Przyzwyczailiśmy się już bowiem do tego, że gdy jeden z najbardziej zasięgowych raperów w kraju wypuszcza nowy krążek, automatycznie zawłaszcza cały dyskurs medialny związany z gatunkiem - i wewnątrz, i na zewnątrz. Tym razem tak się nie stało.

Spór o Leosię wciąż elektryzuje, wciąż jest wyjątkowo żywotny. Przeciwnicy ciągle przerzucają się argumentami i uszczypliwościami, niemal każdy czuje się w obowiązku dołożyć swoje trzy grosze, nawet jeśli miałby napisać krótko, że nie rozumie, o co tyle hałasu.

Reklama

Sprawa, co raczej oczywiste w przypadku starć z tak wysoką temperaturą, już dawno przestała dotyczyć wyłącznie kawałków artystki. Niestety coraz rzadziej dotyczy również samej zainteresowanej. Spirala negatywnych emocji wyrzuciła na margines podmiotowość autorki, więc strony mogą teraz przedmiotowo wykorzystywać jej sukces w niekończącej się walce, dla której szukały kolejnego zapalnika. Rzecz jasna nie raz i nie dwa usłyszycie, że to poważna, merytoryczna batalia starego świata z nową rzeczywistością. No cóż, według mnie to tysięczna potyczka, w której na początku może i o coś chodziło, ale szybko zaczęło tylko eksponować ego dyskutantów pod płaszczykiem troski i zadumy.

Jeśli ktoś chciałby mi teraz zarzucić stroszenie się w piórka ostatniego sprawiedliwego, od razu dementuję - nie jest nim. W innych okolicznościach szkoda byłoby marnować czas na takie komunały, ale teraz warto: moja opinia na temat dotychczasowej twórczości Leosi jest po prostu jedną z wielu opinii. Żadna z nich nie jest prawdziwa lub nieprawdziwa, żadna nie jest też obiektywna, bo nie ma obiektywnych opinii. Już dawno w polskim środowisku rapowym nie pojawiła się jednak płyta, która zostałaby potraktowana aż tak krawędziowo. Jedni recenzenci potępiają ją w czambuł, drudzy podchodzą do niej czołobitnie. Sporą część piszących łączy to, że zbyt często wystarcza im sam fakt, że istnieje. Automatycznie wpisują ją w swoją narrację zamiast zauważyć, że sama jest narracją.

Uczciwe wydaje mi się podejście do "Hulanek" jako czystego, osobnego wytworu naszej kultury rapowej. Bez obarczania go skrajnością wielkich słów i jeszcze większych emocji, bez wmawiania mu bycia czymś, czym nie jest i najprawdopodobniej nie chce być, bez egotripowania za pomocą pióra. Ale także bez dawania taryfy ulgowej. Zarówno nachalne głaskanie, jak i nachalne kopanie upupia Leosię, która sprzedała masę fizyków, zagrała masę imprez i zgarnęła masę odsłuchów w serwisach streamingowych. Twoje czy moje zdanie nie powinno mieć dla niej większego znaczenia i raczej na pewno mieć go nie będzie. Nie złamie jej kariery, nie popchnie jej naprzód. Serio.

Nie jestem zdziwiony, że "Szklanki" (sprawdź!) okazały się aż takim hitem. To bodaj najbardziej zaraźliwy adlibowo i produkcyjnie utwór tego roku, do tego trafił w odpowiedni czas, jeśli chodzi o treść. Mówił i wciąż mówi sporo o tęsknocie, którą przeżywali szczególnie młodsi rocznikowo ludzie w naszym kraju w czasie kolejnych lockdownów. Jego skuteczność jest niepodważalna. Myślę, że nie do przecenienia był też fakt, że internaziomalce daleko było do warsztatowej perfekcji. Wydawała się bliższa odbiorcy, miała naturszczykowski urok.

To, co było siłą singla, jest równocześnie słabością EP-ki. Przez wzgląd na stronę muzyczną wbrew pozorom nie jest aż tak schematyczna, lecz obecne umiejętności gospodyni są albo zbyt małe na zrealizowanie jej wizji, albo być może realizują nie te, do których by w tym momencie lepiej pasowały. Taką tezę można wysnuć po odsłuchaniu naprawdę porządnych, rozmarzonych "Wysp", które w dużo mniejszym stopniu korzystają z rozrywkowo-rapowej konwencji. To tu głos jest klarowniejszy, to tu fraza swobodnie płynie, to tu potknięć tekstowych jest mniej, a treść pasuje jak ulał. Wszystko gra.

Krótki krążek zaczyna jednak "Pościg" (sprawdź!), z muzycznym wejściem niczym wyjętym z twórczości Kizo. Zmierzający w stronę reggaetonu podkład musi radzić sobie sam, bo ma zbyt mało wsparcia od Leosi, która nawija generycznie i nawarstwia linijki w taki sposób, że te nie mają nawet okazji wybrzmieć. Deficyty słychać również później. Karnawałowe, przemyślane dźwiękowo "Baila Ella" (sprawdź!) za bardzo zbliża się do rymowanek, z których wyłapuje się frazy typu "łeb pęka jak piniata". Chociaż "Jungle Girl" (sprawdź!) obroniło się wyświetleniowo, to numer napędza przerysowanie buńczuczny i głośny Żabson, bo jego partnerka dziwnie stłoczyła słowa, a do tego nie zadbała o to, by mem-rap miał w sobie więcej potrzebnego mu humoru.

W bitewnie rozpoczynających się "Stonerkach" (sprawdź!) artystka również pozostaje w cieniu, tyle że tym razem gościni. Oliwka Brazil - czy się to komuś podoba, czy nie - jest nad wyraz charakterystyczna i wydaje się mieć osobowość, która nie lubi dzielić się uwagą. Borucci zaś zrobił wiele, by "Solitaire" było bitem do zabawy i uważnego śledzenia, w którym kierunku ona pójdzie, ale z powodu wypadających sztucznie zmian tempa na mikrofonie i niezajmujących wersów grzęźnie w przeciętności.

Patrząc przez pryzmat całokształtu - to nie jest króciak straconych szans. W końcu przypuścił udaną szarżę na rynek, zademonstrował niezłe ucho do produkcji i dał skromne, ale jednak pole do myślenia, że być może jest w czym rzeźbić. Tu i teraz styl Young Leosi to jednak skuteczność dotarcia, nie jakość wykonania. Żaden element jej warsztatu nie wyróżnia się pozytywnie, więc i żaden nie sprawia też, że podkładom jest łatwiej. Ta 20-minutowa parapetówka męczy mimo różnorodności. Całonocne hulanki byłyby wręcz nie do wytrzymania.

Young Leosia " Hulanki", INTERNAZIOMALE

3/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Young Leosia | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy