Reklama

Utknął w połowie drogi

Mrozu "Vabank", Pink Crow

Nie damy się wytłumić, my lubimy kiedy szumi i trzaska - obwieszcza Mrozu próbujący sił w r'n'b. Niestety, dał się wytłumić. Trzasków właściwie brak, a pozbawiony ambicji i pomysłu pop rzuca cień na jego duży potencjał.

Jedno spojrzenie na fora i od razu wiadomo, że młodzi, wychowani na hip hopie, niewyżyci chłopcy mają o Mrozie ugruntowane zdanie. Nie znają go, ale jasno powiedzą co uważają o jego orientacji seksualnej i możliwościach intelektualnych. Bo pana "Miliony Monet" trzeba oficjalnie nienawidzić.

Cóż, dość bezpośrednie przenoszenie pomysłu na amerykańską gwiazdę r'n'b w rodzime realia miejscami może wydawać się zabawne. Jeszcze zabawniejszy jest jednak fakt, że Mrozu jest jedynym punktem stycznym między Peją a Tede. Prawdziwa ironia losu. A tak mówiąc już zupełnie serio - ten facet nagrał kilka dobrych refrenów. Co więcej, przygotował (choćby dla Lilu czy EastWest Rockers) parę zupełnie niszczących bitów.

Reklama

Nic zatem dziwnego, że na drugiej solowej płycie Mroza znajdziemy sporo naprawdę fajnie zrobionych kawałków. "Horyzont" wyprodukowany jest na czasie i ma przebojowy potencjał, zupełnie jakby chłopak był podopiecznym Boi-1da. "Ctrl Alt Delete" cieszy ucho odrobiną glitchu, konkretnym tematem i aluzją do bardzo udanego "MFG" Die Fantastischen Vier. Napędzane syntetycznymi dęciakami, wyrazistą perkusją i zwrotką Waldka Kasty, energiczne "Globalnie" może się podobać. Plastikowy funk w "Miasto płonie" tym bardziej. A kończący, pobrzmiewający electro, urozmaicony rytmicznie i zdumiewający tym, jak zgrabnie wpleciono wokale Kasi Dereń "Daj więcej"? Miód.

Łukasz Mróz ma umiejętności, nie ma jednak charakteru. I wrażenie to nie opuszcza od pierwszych minut płyty. Mógłby być polskim Usherem, mówię to bez cienia ironii, tylko, że chwilami jego wokal prezentuje się jakby utknął w połowie drogi między Lerkiem a Pawłem Stasiakiem. Brnie w niefajny, schematyczny pod każdym względem, obarczony tą naszą nieszczęsną słowiańską zgrzebnością pop. Wówczas artysta wydaje się branżowym produktem wymyślonym przy wódce przez kilku zgranych już dawno muzyków i paru decydentów. A przecież tak nie jest.

Myślę, że ktoś powinien nad nim czuwać. I nie alternatywy lekarstwo na wszystko Marcin Bors, tylko osoba obeznana ze współczesną muzyką miejską. Albo kilka osób. To jak Mrozu wypadł w towarzystwie Afromental w zróżnicowanym, szalonym "Ready 2 Fly" daje do myślenia. Osobiście wolałbym go usłyszeć na następnym krążku grupy jako jej członka, niż w kolejnym solowym materiale, na którym pokaże się jakby nie wiedział co chce osiągnąć.

6/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Mrozu | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama