Reklama

Tęskno "Tęskno": W pojedynkę też jest tęskno [RECENZJA]

Wraz ze zmianą składu osobowego Tęskno, poszło kilka zmian. Ale bądźcie spokojni: to dalej ten sam projekt, który w pełni zaspokoi fanów debiutu.

Wraz ze zmianą składu osobowego Tęskno, poszło kilka zmian. Ale bądźcie spokojni: to dalej ten sam projekt, który w pełni zaspokoi fanów debiutu.
Joanna Longić na okładce płyty "Tęskno" /

Kiedy Hania Raniszewska, znana jako Hania Rani, po wydaniu swojego solowego albumu opuściła zespół Tęskno, zastanawiałem się czy nie będzie mi po prostu... tęskno. W końcu jej wpływ na "Mi" był ogromny, a dopiero solowa "Esja" była albumem, który udowodnił, jak potrafią osobno działać te fortepianowe pasaże, które skrywały się gdzieś za smyczkami. Tęskno tym samym stało się de facto solowym projektem Joanny Longić. Czy wpłynęło to na samą muzykę podpisaną tą nazwą? Odpowiem niejasno: i tak, i nie.

Drugi album Tęskno to zdecydowanie kontynuacja tego, co projekt - jeszcze jako duet - rozpoczął na "Mi". W aranżacjach pojawia się więc bardzo dużo smyczków, które to raz dominują kompozycję, wypełniają ją, tak jak w singlowej "Frajdzie". Kiedy indziej zaś stanowią jedynie element mający na celu wzmocnienie napięcia i owszem, potrafią wówczas wyjść na pierwszy plan, pełnić funkcję melodyjną, ale to niekoniecznie stoją w centrum utworu. Tak się dzieje chociażby w "Przed burzą" - utworze prowadzonym przez pulsujące syntezatorowe arpeggio, które z czasem dopiero uzupełniane jest przez inne elementy.

Reklama

Joanna na poprzednim albumie była tą pierwszoplanową wokalistką, więc pomimo braku partii wokalnych Hani (i idących za tym dwugłosów), całościowa charakterystyka śpiewu zostaje zachowana. Artystkę cechuje lekkie, bardzo swobodne prowadzenie wokalu, przyciągające delikatnością popadającą wręcz w rozmarzenie. Przy czym przemawia za tym ogromna pewność siebie, swoich umiejętności wokalnych. Przede wszystkim zaś warsztat, który pozwala na wiele: dramatyczne chórki w "Innym nikim", leniwość w "Między nami" czy śpiewanie z niemal uśmiechem jak w "Pierwszej" czy "Frajdzie" (w ogóle "Pierwsza" zdecydowanie wyskoczy na pierwsze miejsca list utworów, z którymi dobrze rozpocząć dzień).

Niech o sile śpiewu artystki świadczy "A cappella", które autentycznie niesie, pomimo tego, że składa się wyłącznie z wokalu, na który nałożony jest vocoder (pamiętacie "Hide and Seek" Imogen Heap? Efekt jest podobny, ale dużo mniej napastliwy) oraz płynących w tle chórków, rozpływających się w pogłosach.  

Na pewno to, co najbardziej odróżnia "Tęskno" od "Mi" to ograniczenie występowania tych porywających fortepianowych pejzaży, które zbliżały wówczas-duet do dokonań post-klasycznych artystów pokroju Maxa Richtera czy Ólafura Arnaldsa. To nie tak, że zniknęły zupełnie, bo "Arenga" to ewidentny spadkobierca tych klimatów. Jest ich jednak zauważalnie mniej, co wyraźnie wpłynęło na charakter płyty.

Trochę szkoda, że elektronika, która stanowiła ważny punkt singlowego "Razem" z poprzedniej płyty (to w dalszym ciągu doskonały utwór!), na nowej płycie pojawia się zaledwie jako smaczek, ale tak mało eksponowany, że wręcz niezauważalny. A przynajmniej w żaden sposób nie wpływający na poczucie obcowania z kameralną grupą muzyków, których muzyka brzmi bardzo organicznie.

Dodatkowo mam wrażenie, że nowe Tęskno zatapia się jednak w bardziej optymistycznych klimatach. Zdecydowanie więcej tu oddechu i słońca, co jest o tyle ciekawe, że "Mi" nie epatowało nadmiernie mrokiem, a różnica rzuca się dopiero po zestawieniu obu pozycji.

Czyli - podsumowując - jest bardzo dobrze. Joanna Longić poradziła sobie z wzięciem na barki całości ciężaru projektu. Zmiany są słyszalne, smyczki znów działają aż miło i przez cały czas słychać, że to nieco zmodyfikowany przepis na tę samą potrawę, którą już przy okazji debiutanckiego "Mi". Rozpływać się proszę.  

Tęskno "Tęskno", [PIAS]

8/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: tęskno | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy