Reklama

Soko "Feel Feelings": Na zwolnionych obrotach [RECENZJA]

W końcu jest. Nowa płyta Soko, po przełożeniu daty premiery, trafiła do sklepów i na platformy streamingowe. Co przygotowała dla nas tym razem francuska artystka o rosyjsko-polsko-włoskich korzeniach?

W końcu jest. Nowa płyta Soko, po przełożeniu daty premiery, trafiła do sklepów i na platformy streamingowe. Co przygotowała dla nas tym razem francuska artystka o rosyjsko-polsko-włoskich korzeniach?
Soko na okładce płyty "Feel Feeling" /

"Feel Feelings" to następca wydanego w 2015 roku postpunkowego "My Dreams Dictate My Reality". Album pierwotnie miał trafić do naszych rąk już 12 czerwca, jednak w związku z wybuchem fali protestów Black Lives Matter Stéphanie Sokolinski zdecydowała się przesunąć premierę na lipiec. Jak tłumaczyła mediom, nie czułaby się dobrze, promując samą siebie, zamiast stanąć do walki o lepszy i sprawiedliwszy świat. Zwłaszcza, że nie tak dawno na ten właśnie przyszedł syn Soko o wdzięcznym imieniu Indigo Blue (maluch imię te otrzymał na cześć utworu z repertuaru zespołu The Clean).

Reklama

Tak, życie artystki zdecydowanie zmieniło się na przełomie tych pięciu ostatnich lat, o czym możemy przekonać się łatwo, przeglądając jej media społecznościowe i czytając posty, którymi obficie dzieliła się z fanami. To już nie jest młodziutka, nieśmialutka dziewczyna plumkająca na gitarze naiwne, ale pełne uroku piosenki na swoim fantastycznym debiutanckim krążku "I Thought I Was an Alien".

Stéphanie nie jest też już zbuntowaną punkową, która z pomocą przesterowanej gitary wwiercała się w gładką powierzchnię rzeczywistości, aby odkryć przed nami jej mroczne zakamarki. Na "Feel Feelings" Soko zwalnia obroty, otula swój łagodny wokal dream-popowymi melodiami i wgłębia się w samą siebie - dojrzałą kobietę zmagającą się z wyzwaniami rzucanymi przez los.

Sokolinski nie stara się imponować mocą głosu, skupiając się raczej na samej warstwie tekstowej, będących przyczynkiem do intymnego rachunku sumienia. Sporo tutaj szeptów i zmysłowego mruczenia, które naturalnie wtapia się w instrumentarium albumu.

Zwłaszcza w przypadku "Quiet Storm", jednego z najbardziej poetyckich i hipnotyzujących utworów na płycie oraz leniwego, niemal sielankowego "Let Me Adore You". Uwagę przykuwa też skomponowany wspólnie z Jamesem Richardsonem z MGMT kawałek "Blasphémie", który zaśpiewany jest przez Soko całkowicie po francusku. Jest to pierwszy francuskojęzyczny utwór w całej karierze wokalistki.

Dużo dobrych emocji dostarcza "Oh, To Be A Rainbow!", elektroniczna kompozycja z uwypuklonym basem opowiadająca o społeczności LGBT+. Soko tym kawałkiem naprawdę może dodać otuchy i wiary w siebie wszystkim tęczowym ludkom, które mają akurat gorszy dzień.

Jednak pomimo tych kilku jasnych punktów, album jako całość zawodzi. Wszystkie utwory zlewają się ze sobą i niektóre z nich naprawdę ciężko odróżnić, nawet po kilkunastu przesłuchaniach. Brak wyrazistości i pewna nijakość oraz płaskość są głównymi grzechami tej płyty. Wiem, że dream-pop niekoniecznie jest najbardziej energetycznym gatunkiem na świecie, ale jeśli ktoś najzwyczajniej przynudza, to nie można tłumaczyć tego kwestiami stylistycznymi.

Niby Soko oferuje nam wejście do swojego intymnego, kruchego świata, ale ku naszemu zaskoczeniu niewiele tam odnajdujemy. "Feel Feelings" miała być pewnie w zamyśle inteligentną, kobiecą, stylową i seksowną płytą popową, ale niestety taką nie jest.

Soko "Feel Feelings", Because Music

5/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Soko | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy