Reklama

Słoneczna strona Algierii

Rachid Taha "Bonjour", Wrasse /Kartel Music

Na swej najnowszej płycie algierski wokalista Rachid Taha porzuca melancholię i bunt na rzecz bardzo przystępnych melodii. Szczęśliwie rozrywkowy charakter nie idzie w parze z banałem.

Trudno uwierzyć, że nieprzyjazna turystom, bo nękana przez bandy nacjonalistycznych fanatyków Algieria, jest ojczyzną najbardziej otwartych i kreatywnych muzyków w całym rejonie Maghrebu. Wśród nich zaś zaszczytne miejsce zajmuje dziś już ponad pięćdziesięcioletni Rachid Taha, który zawsze z dużym wyczuciem łączył tamtejszą muzykę rozrywkową rai z rockiem i popem. Kto jednak ceni go przede wszystkim za wydany ponad dekadę temu świetny album "Diwan", ten zdziwi się, jak artysta z wiekiem nabiera... Nie, nie ciężaru, choć to przypadłość większości starzejących się mężczyzn. Wręcz przeciwnie - lekkości.

Reklama

Nowy krążek - "Bonjour" - jest nieprzeciętnie melodyjny i jeszcze bardziej eklektyczny. Taha zaciera granice między krajami Afryki północno-zachodniej. Ot, choćby pierwsza piosenka "Je t'aime mon amour", choć wciąż przesycona algierskimi brzmieniami, dryfuje w stronę malijskiego afropopu. W następnych kompozycjach raba - arabski bęben - nieustannie nadaje rytm być może i połamany, za to gwarantujący pozytywny charakter wibracji, mandola zaś z powodzeniem zastępuje partie lutni oud. Sam gospodarz niekiedy zbliża się do khaledowego sahara bluesa. Tak dzieje się choćby w piosenkach "Ha Baby" i "Mine Jai". Nie przeszkadza mu to jednak być skocznym i radosnym, jak w tytułowym, nieskomplikowanym lirycznie, a jednak pełnym wdzięku "Bonjour", zaśpiewanym w duecie ze znanym z grupy Louise Attaque folkrockowym wokalistą Gaetanem Rousselem. Umie też dostarczyć kompozycje mniej jednoznaczne nastrojowo, nabierające właściwej melodyjności dopiero z kolejnymi sekundami, czego najlepszym dowodem "Mabrouk Aalik".

Nie sam Rachid jest tu jednak bohaterem. Zatrudnieni przez niego muzycy świetnie łączą etniczną estetykę z brzmieniami elektrycznych gitar i syntezatorów. W ten sposób Rachid Taha nie tylko miękko przenosi muzykę ojczystych stron w XXI wiek, ale robi kolejny, taneczny krok ku oswajaniu północnoafrykańskiej kultury.

7/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy