Reklama

sanah "Irenka": Pośpiech nie jest wskazany [RECENZJA]

Sanah po wielkim sukcesie artystycznym i komercyjnym debiutanckiej płyty oraz singli następujących już po niej kuje żelazo, póki gorące. Ale "Irenka" to album stojący w ogromnym rozkroku między tym, co autorka hitowego "Szampana" robiła do tej pory, a na co się dopiero szykuje.

Sanah po wielkim sukcesie artystycznym i komercyjnym debiutanckiej płyty oraz singli następujących już po niej kuje żelazo, póki gorące. Ale "Irenka" to album stojący w ogromnym rozkroku między tym, co autorka hitowego "Szampana" robiła do tej pory, a na co się dopiero szykuje.
sanah na okładce płyty "Irenka" /materiały prasowe

"Królowa dram" mogła wydawać się płytą od strony treściowej nieco infantylną. Jednocześnie treść ta w bardzo ciekawy sposób przywracała dorosłego słuchacza w czasy nastoletniego złamanego serca, gdy było się tą trzecią osobą i czuło się więcej niż było w stanie wyrazić słowami. W ślad za tym poszły świetnie napisane kompozycje, w których kryło się coś w pełni autorskiego.

Chwyciło, więc sanah poszła za ciosem: po zakończeniu promocji "Królowej dram" uderzyła z kolejnymi singlami, cieszącymi się równie dużą popularnością. Te, jak i puszczona w międzyczasie EP-ka "Bujda", nieśmiało zapowiadały "Irenkę". Pozycję, niestety, ogromnie nierówną i niespójną, która wiecznie waha się między tym, w którą stronę pójść.

Reklama

To, co uderza najbardziej po pierwszych przesłuchaniach to fakt, że wyraźnie rozbito twórczość Zuzanny na dwa oblicza: te singlowe, bardziej przystępne, i rozmarzone, oniryczne. Na ile jest to wykalkulowane, nie mam pojęcia. Ale jeżeli takie "Warcaby" nie zostaną wkrótce wysłane do stacji radiowych i nie zyskają teledysku, będę co najmniej zdziwiony.

Porównajcie sobie chociażby "wars" z "Ale jazz!". Pierwszy z nich to mroczna kompozycja oparta na powtarzalnym arpeggio z syntezatora, która ma w sobie coś z mrocznego retrowave'u i dream-popowej oniryczności. Drugi to natomiast nieśmiało funkująca piosenka ze slapującym basem, która od strony brzmienia jest dużo jaśniejsza i bardziej klarowna. Albo dostępne na wersji deluxe "Oczy", w których wokal sanah brzmi bardzo blisko, a po których to następują "duszki", gdzie śpiew dużo bardziej zatapia się w ambientowe tło i jest cichszy.

Rozumiem też, że część z utworów pochodzi z wcześniejszej EP-ki "Bujda", ale różnice w brzmieniu między poszczególnymi utworami rzucają się w uszy momentalnie.

Największy zarzut, jaki mam wobec "Irenki" to momenty wtórności. Owszem, znajdziecie tu więcej nadziei i światełka, ale to w gruncie rzeczy nie tyle sequel do "Królowej dram", co suplement do poprzedniej płyty. To w dalszym ciągu pozycja traktująca przede wszystkim o miłości w różnych odcieniach, przede wszystkim zaś o złamanym sercu.

Ponownie napisana w prosty, nieco naiwny sposób, gdzie sformułowania typu "Sorka za ten telefon" czy "Przecież powtarzałeś, że ze mną nuda jest the best", "dla mnie byłeś sztosem" są rzucane bez najmniejszych śladów skrępowania. Co jednak ważniejsze, takie piosenki jak "To koniec" czy "2:00" mogłyby zostać wsadzone spokojnie do "Królowej dram" i nie wpłynęłoby to w żaden sposób ujemnie na atmosferę tamtej płyty.

Najciekawiej wypadają momenty, w których bohaterka albumu stara się wyraźnie odkrywać inne rejony swojej twórczości. Tytułowa "Irenka", traktująca o podejściu wokalistki do własnej sławy, ma absolutnie genialnie wykorzystane smyczki i trapowe (!) bębny. A przede wszystkim w kontekście twórczości wokalistki są czymś niesamowicie świeżym zarówno od strony kompozycyjnej, jak i tekstowej. W kwestii produkcyjnej czymś zupełnie odświeżającym jest "etc. (na disco)". Mam szczerą nadzieję, że to zwiastun drogi, w którą pójdzie sanah w przyszłości.

To, co się nie zmienia to wokal. Uwielbiam sposób, w jaki sanah potrafi bawić się możliwościami swojego głosu. To jak rozwiązuje mostek w "etc." jest do reszty porywające i zachwycałbym tym niezależnie, co artystka by tam zaśpiewała. Zuzanna niezmiennie ma ucho do refrenów: "Ale jazz" zna na pamięć chyba każdy człowiek w tym kraju, ale zwróćcie uwagę na te powtórzenia w "Ten stan" - te niezwykle swobodne przeskoki na wyższe rejestry to coś, co przyczepia się do mózgu błyskawicznie.

Tylko choćbym chciał, nie umiem dać "Irence" wyższej oceny. To album, który całościowo jest naprawdę w porządku, ale jednocześnie to ofiara sukcesu sanah: nagrany zbyt szybko, miejscami zbyt wtórny i dopiero antycypujący większe zmiany, jakie mają nadejść w jej twórczości.

sanah "Irenka", Magic Records

6/10


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: sanah | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy