Reklama

Saful "Krok w chmurach": Kuj żelazo, póki gorące [RECENZJA]

Teoretycznie był to album skazany na sukces. Kluczowe jest to jednak "był". Obecnie można tylko żałować, że premiera solówki Safula nie odbyła się w czasach największego hajpu na "Ślepnąc od świateł", wtedy byłby większy rozgłos, może i poklask wśród zmęczonej życiem klasy średniej, a tak pozostały tylko złudzenia i poczucie niewykorzystanej szansy.

Teoretycznie był to album skazany na sukces. Kluczowe jest to jednak "był". Obecnie można tylko żałować, że premiera solówki Safula nie odbyła się w czasach największego hajpu na "Ślepnąc od świateł", wtedy byłby większy rozgłos, może i poklask wśród zmęczonej życiem klasy średniej, a tak pozostały tylko złudzenia i poczucie niewykorzystanej szansy.
Saful na okładce płyty "Krok w chmurach" /

Można byłoby jeszcze zrozumieć taką decyzję, gdyby "Krok w chmurach" bronił się pod względem artystycznym, a Saful chciał maksymalnie dopracować album, jednak jest przy tym sporo wątpliwości. Niemniej trzeba przyznać, że i tak słychać tu sporo progresu względem nagrań z Dixon37, mimo że rapowanie dalej jest siermiężne, typowe najntis style w warszawskim wydaniu, ale są tu elementy, które skutecznie maskują raperskie braki gospodarza.

Stara ulica w nowym wydaniu, diler-narrator, kwadratowe flow z wysokości drugiej płyty Volta, a miejscami jeszcze gorzej, zwłaszcza w momentach, kiedy na majku zaczyna się gonitwa za beatem. Pod tym względem jest tak sztywno jak w starym japońskim podwoziu, na którym rdza pożera ostatnie warstwy lakieru. Gorzej, kiedy w pewnym momencie dochodzi się do wniosku, że Saful próbuje tutaj być drugim Sokołem. Nie odcinać się od swoich korzeni, ale trafiać też do panów w idealnie skrojonych garniturach i piewców ulicznej mody, rozszerzając przy tym horyzonty i przemycając street credit.

Reklama

Tylko żeby taki zabieg się udał, trzeba mieć sporo charyzmy, a nie być kolejną personą, która chce realizować się na dość wymagającym polu godzącym umiejętne pisanie i operowanie wokalem, bo offbitowców da się słuchać, ale niektórzy nadrabiają umiejętnością trzymania słuchacza w napięciu. Safulowi się to nie udaje, mimo że często zaskakuje pomysłowością: "Noc rozchyla uda" jest pełna szczegółów i największą wartością numeru są pojedyncze detale, a w "5g" czy metaforycznej "Wodzie sodowej" ciekawie rozlicza się z aktualnym statusem.

Całość jednak uderza monotonnością, a Saful, diler gęstych literek, często rapuje tak, jakby zaraz miał się udusić. Zdarza się tu komiczne przeciąganie sylab, jak "Do knajpki mknę na buteleeeczkę / Chętnie z ziomeczkiem napiję się troooszeczkę" w "5g", chociaż w obrębie tego numeru jeszcze gorsza wydaje się melorecytacja ("Polsko, ojczyzno moja, ty jesteś jak COVID / Ile jadu jest w tobie / Ten tylko się dowie, kto stoi nad grobem / Dziś toast wznoszę ku tobie / Za dużą liczbę ozdrowień"), która zwyczajnie woła o pomstę do nieba.

Safula trzeba jednak pochwalić, bo dobre ucho do beatów w jego kręgach wcale nie jest takie oczywiste. Żadne tam smutne pianina, dęciaki żywcem wyjęte sprzed prawie trzydziestu lat, czy trapy z internetowej paczki, której minęła już data przydatności do użycia. Duet Sampler Orchestra sprawił, że "Kroku w chmurach" słucha się bardzo dobrze, a i udowodnił, że z analogowej mody na lata 80., syntetycznego retro i synthwave'u ciągle można wykrzesać świetne podkłady ociekającego nie tylko kreatywnością, ale i zwyczajnym feelingiem dającym mnóstwo funu.

Tak, całą robotę tutaj wykonują Sampler Orchestra. Imponuje "Kogel mogel" z miękkim wokalnym samplem, wrażenia potęguje jeszcze syntetyczna perkusja, która wprowadza w drugą część numeru. Gitara przecina się z cykaczami w "Jestem dilerem", południowa perka i rytmiczne wybijanie klawisza w "LC 500" idealnie nadaje się na nocny cruisin. Klasycznego polskiego synthpopu i jednocześnie wokodera chwytają "Ona chciała" i "Noc rozchyla uda", a "Woda sodowa" to zaginiony artefakt z pierwszego "Art brutu", który gdyby znalazł się na tamtej trackliście, to jeszcze mocniej by zwiększył jakość materiału PRO8L3Mu. Cloudowe i rozpłynięte "Smoła" i "Cisza", które po drodze zgubiły kilka BPM-ów również imponują.

Z dala od prawilności i tulipanów, niekoniecznie kwiatów dla kobiety. Jest za to nocne życie stolicy, zmaganie się z wejściem do świata celebrytów i powrotem do korzeni. W dodatku z warstwą muzyczną, której inni mogą zazdrości. Tak jak roli w "Ślepnąć od świateł". Samej płyty już niekoniecznie, chociaż za sam koncept należy się dodatkowy punkt.

Saful "Krok w chmurach", Starship

5/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Saful | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama