Reklama

Recenzja Years & Years "Communion": Na lato jak znalazł

Nie dajcie się zwieść: chociaż trio Years & Years otwarcie przyznaje się do inspiracji takimi artystami jak Flying Lotus czy Radiohead, mamy przede wszystkim do czynienia z electropopem, mocno podszytym house'em i soulem. Mieszanka to niezbyt odkrywcza, ale zaskakująco przyjemna.

Nie dajcie się zwieść: chociaż trio Years & Years otwarcie przyznaje się do inspiracji takimi artystami jak Flying Lotus czy Radiohead, mamy przede wszystkim do czynienia z electropopem, mocno podszytym house'em i soulem. Mieszanka to niezbyt odkrywcza, ale zaskakująco przyjemna.
Grupa Years & Years zrobiła furorę wśród polskiej publiczności podczas Open'er Festival 2015 /

Singiel "King" od ponad pół roku szaleje w telewizji i radiu, a jednak dopiero teraz Years & Years zdecydowali się wydać "Communion". Czym mogło być to spowodowane? Cóż, nie da się ukryć, że mamy do czynienia z materiałem idealnym na wakacje, a znaczna część numerów zasili playlisty domówek, organizowanych w ciepłe wieczory.

Mikey Goldsworthy i Emre Turkmen, odpowiedzialni za warstwę muzyczną, proponują produkcje gładkie, miękkie, ale bogate w szczegóły i otwarcie kłaniające się temu, co dzieje się w muzycznej alternatywie. Przysłuchajcie się jak w "Real" współgra ze sobą sekcja rytmiczna z tymi odrealnionymi, wybiegającymi z tła padami na mocnych pogłosach. Zrobione? To teraz zadajcie sobie pytanie, czy przypadkiem nie słyszeliście takich rzeczy na płytach, wychodzących z Brainfeedera - oficyny, zarządzanej przez przywoływanego tu już Flying Lotusa. Ta wywodzącą się z hip hopu elektronika wychodzi również na wierzch chociażby w sposobie cięcia sampli w "Desire" i "Without" czy charakterystycznym swingu bębnów w "Ties". Producenci starają się nieustannie zaskakiwać słuchacza, a apogeum pod tym względem jest "Take Shelter", w którym producenci łączą syntetyczne, klubowe brzmienia z... reggaetonowym rytmem.

Reklama

Ale nade wszystko muzycznie krążek zdominowany jest przez house, oscylujący blisko starszych albumów Calvina Harrisa czy produkcji, serwowanych przez Disclosure (Years & Years zresztą do nich najbliżej). Spokojne zwrotki, transowe mostki, mocne, zapadające w pamięć refreny - to wszystko tu znajdziecie i doskonale znacie już od dawna.

Jednak uznanie "Communion" za krążek stricte imprezowy byłoby sporym nietaktem. W końcu mamy downtempowe "Memo" czy balladowe "Eyes Shut". Już otwierające album "Foundation" wybija z imprezowego tropu, serwując pozbawioną perkusji, syntezatorowo-kosmiczną jazdę, przyprawioną śpiewem Olly'ego Alexandra. I to działa. Tylko nie da się ukryć, że jeżeli coś przesuwa Years & Years w stronę popu, to właśnie wokalista. W jego śpiewie słychać echa Michaela Jacksona, Justina Timberlake'a oraz fali nowego r'n'b z Frankiem Oceanem i The Weeknd na czele. To ten sam typ wysoko prowadzonego, aksamitnego wokalu. Szkoda więc, że niezależnie od charakteru piosenki, śpiew obrobiony jest w sterylny, dehumanizujący sposób, pozbawiający często partii Olly'ego sporo uroku.

Fani "King" będą pewnie rozczarowani tym, że podobnych utworów jest tu jak na lekarstwo. A ponieważ nie byłem zbytnio fanem singla, tym bardziej cieszę się, że zamiast brnięcia w te klimaty, dostałem fajny, miękki electropop, który aż głupio wyłączyć. Niby nic rewolucyjnego, ale na lato jak znalazł.

Years & Years "Communion", Universal

7/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Years & Years | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy