Reklama

Recenzja Tymon & The Transistors "Zatrzymaj wojnę": Do celu gotowi, graj!

Zatrzymać wojnę - piękny cel. Ale byłoby jeszcze piękniej, gdyby sam Tymon był w tych zachętach bardziej przekonujący.

Zatrzymać wojnę - piękny cel. Ale byłoby jeszcze piękniej, gdyby sam Tymon był w tych zachętach bardziej przekonujący.
Okładka "Zatrzymaj wojnę" Tymon & The Transistors bije po oczach konkretnym przekazem /

Że przyszło nam żyć w ciekawych czasach, wystarczy tylko rozejrzeć się wokół lub choćby włączyć telewizor. Tymon nazywa je po imieniu: okresem "pogłębiających się nastrojów prowojennych". Stąd ta płyta. Jak najbardziej potrzebna, bo im więcej dzisiaj albumów zaangażowanych tekstowo, tym lepiej dla nas wszystkich.

Postowanie na Facebooku i wizyty na kanapie w telewizji śniadaniowej nie może artystom zastąpić tego, do czego są nam ciągle potrzebni. Czyli śpiewania i grania o rzeczach ważnych, niezależnie od jaśnie panującej nam opcji politycznej. "Zatrzymaj wojnę" poniekąd ten cel osiąga. Zgrzyta mi w niej jednak posługiwanie się twórczością innych - Wysocki, Okudżawa, Brylewski i Ciechowski to nazwiska wielkie i warte przypominania, ale czy przy narastającym poczuciu "imperializmu, chciwości i brak empatii" - jak wspomniane wcześniej prowojenne nastroje tłumaczył Tymon w zapowiedzi krążka - nie lepiej byłoby ostrzec naród i przekonać go do swych racji jednak własnymi słowami?

Reklama

Kiedy bowiem o lepszy pretekst do wyrażenia osobistego pacyfizmu, jeśli właśnie nie teraz? No i kto się do tego lepiej nadaje, jeśli nie złotousty Tymon właśnie?

Być może sięgnięcie po innych mistrzów słowa miało wzmocnić wydźwięk albumu. Sama już przecież okładka bije po oczach konkretnym (i też chyba najfajniejszym z ostatnich propozycji T&TT) przekazem: stoicie i się przyglądacie, a na waszych oczach zło się dzieje. Dlatego śpiewająca tu gościnnie Natalia Pikuła z Drekotów zachęca: "Jeśli wszyscy nie zgodzimy się na wojnę, nie padnie strzał i na front nie pójdzie nikt". Zachęca - co ważne - akurat w utworze napisanym przez Tymona, który skądinąd jest najlepszym dowodem na to, że "Zatrzymaj wojnę" powinien być jednak albumem bardziej autorskim.

Bo o ile muzycznie nie tylko w tytułowym, podanym na synthpopową modłę numerze, dzieje się wiele dobrego (co też jest zasługą gości, z Olafem Deriglassofem i Romanem Puchowskim na czele, ale przede wszystkim chęci eksperymentowania z różnymi gatunkami - nie tylko gitarowymi), to mimo wszystko trudno oprzeć się wrażeniu, że obcujemy z materiałem, który specjalnie naszego nastawienia do otoczenia nie zmienia.

Materiałem na swój sposób urokliwym i całkiem fajnie zagranym, ale... jakoś mało angażującym. Zwłaszcza dla kogoś, kto zna możliwości - w tym wypadku tekściarskie - Tymona. Choć z drugiej strony, może w tym właśnie należy upatrywać szansy dla tego albumu - może są tacy, zmęczeni jego artystyczną i prześmiewczą pozą wypracowaną na poprzednich wydawnictwach, i w odgrzebanych, cudzych piosenkach będą widzieć szansę polubienia się z nim na nowo? Trzymam kciuki, wszystko przecież w pięknym celu.

Tymon & The Transistors "Zatrzymaj wojnę", yMusic

6/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Tymon & Transistors | Tymon Tymański | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama