Reklama

​Recenzja Tęskno "Mi": Skończycie słuchać i będzie wam tęskno

Duet Tęskno jeszcze przed wydaniem osiągnął pewien sukces - nazwę, którą słuchacze szybko podłapali, by chętnie wykorzystywać ją we wszelkich grach słownych w przypadku jakiejkolwiek wzmianki o grupie. Na szczęście debiutanckie "Mi" ukazuje, że to nie jedyny sukces zespołu.

Duet Tęskno jeszcze przed wydaniem osiągnął pewien sukces - nazwę, którą słuchacze szybko podłapali, by chętnie wykorzystywać ją we wszelkich grach słownych w przypadku jakiejkolwiek wzmianki o grupie. Na szczęście debiutanckie "Mi" ukazuje, że to nie jedyny sukces zespołu.
Mamy więc dobrze napisaną, świetnie zagraną, doskonale zaśpiewaną, a przede wszystkim niesamowicie klimatyczną płytę /

Jeżeli wierzycie w to, że jedyne świeże rzeczy w ramach muzyki mogą powstawać tylko w formie eksperymentalnej, na obrzeżach gatunków, Tęskno skutecznie wyrwie was z tego myślenia. Co jest takiego oryginalnego w zespole złożonym z Joanny Longić i Hani Rani? Wyobraźcie sobie, że oto stoją przed wami artyści, którzy chcą nagrać przyjemny w odbiorze, ambitny pop przepełniony zgrabnie napisanymi, poetyzującymi tekstami. Nic nowego? To co powiecie na to, jeżeli samej warstwie muzycznej znacznie bliżej do - jak to już się przyjęło w nomenklaturze dziennikarskiej - muzyki post-klasycznej. Jeżeli kochacie albumy takich twórców jak Ólafur Arnalds czy Max Richter, odnajdziecie się w tym świecie błyskawicznie.

Reklama

W związku z tym możecie się już domyślić, że instrumentalizacja krążka jest bardzo tradycyjna i kameralna. Na "Mi" słyszymy przede wszystkim brzmienie fortepianu i skrzypiec. To one stanowią fundament utworów, prowadzą je, stanowią centrum emocjonalne. Oczywiście znajdą się drobne wpływy elektroniki, wszak Joanna nie stroniła od nich na swoim solowym projekcie Bemine. To jednak zaledwie drobne smaczki, które co najwyżej dobudowują resztę.

Doskonale słychać to w "Lawinie", gdzie wariujące po oktawach arpeggio dość szybko miesza się z fortepianem, by z czasem w końcu zacząć się zlewać z akustycznym tłem. Jeszcze ciekawiej wypada to w - chyba zresztą najlepszym na krążku - "Razem" z gościnnym udziałem Duita. Owszem, nie jest to rzecz, do której nas przyzwyczaił reprezentant MOST Records, ale skromny udział jego elektroniki (te przebijające się w tle bębny - niby smaczek, a jednak tworzy klimat) stowarzyszonej z fortepianem to absolutny szczyt emocjonalny całego krążka. Oczywiście nie byłoby to możliwe, gdyby nie wydatne wokale oraz nieskomplikowany, ale zaskakujący błyskotliwy w swoich obserwacjach, poetycki tekst ("Dzielą nas rozkłady jazdy/Skrzyżowania, wiele przecznic, zatłoczony plac" albo "Choć cenimy inne prawdy/To w gorącym ścisku ulic nic nie różni nas").

Spora siła tkwi również w delikatnych, ale silnych w brzmieniu wokalach, zaśpiewanych z wielką gracją. Słychać u Joanny i Hani lata ćwiczeń i świetne ucho, owocujące doskonałym warsztatem, jeżeli chodzi o aspekt techniczny.

Czym jest więc "Mi"? Płytą bardzo rozmarzoną, wręcz oniryczną. Całe szczęście duetowi udaje się uniknąć wszelkich pułapek tego typu brzmień: ze świecą szukać tu nadęcia czy patosu. Co więcej, naprawdę interesująco robi się wtedy, gdy te inspiracje muzyką klasyczną stanowią fundament kompozycji, np. w rozedrganej, melancholijnej "Zwyczajnej" albo skandynawskim, chłodnym "Galopie" z przyjemną, fortepianową repetycją podróżującą w tle. Z drugim z tych utworów koresponduje równie bezbłędny "Mięsień" czy singlowa "Mapa". I tu osobna pochwała należy się za absolutnie bezbłędną prace smyczków - dawno na żadnej płycie nie słyszałem aż tak dobrze wykorzystanych skrzypiec. Sama sekcja smyczkowa w "Układzie sił" potrafi autentycznie wzruszyć, a umiejętność wlewania tak silnych emocji w instrumenty to prawdziwa sztuka, którą zawsze trzeba doceniać.

Mamy więc dobrze napisaną, świetnie zagraną, doskonale zaśpiewaną, a przede wszystkim niesamowicie klimatyczną płytę. Czy coś nie zagrało? Można przyczepić się tego, że te wokale topią się niekiedy w przy partiach co bardziej rozbuchanych smyczków; że należałoby śpiew nieco wysunąć do przodu. Ale tego typu pretensje należy już mieć do osoby, która zajmowała się mixem i masteringiem. Zresztą, to doprawdy drobna uwaga do jednej z najlepszych płyt tego roku. Mam nadzieję, że autorki krążka nie poprzestaną na jednym dziele - w innym przypadku za tego typu brzmieniami będzie mi nieco tęskno. Zresztą, już jest: w momencie, gdy płyta się kończy i nastaje niezręczna cisza.

Tęskno, "Mi", [Pias]

9/10




INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: tęskno | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy