Reklama

Recenzja TaLLib "Twoje miejsce, twój czas": Wieczna młodość

W swojej klasie Tallib ze swoim popowym reggae dancehallem jest dobry, brakuje mu co najwyżej tylko konsekwencji. A że to często druga klasa liceum? Każdy kiedyś był nastolatkiem.

W swojej klasie Tallib ze swoim popowym reggae dancehallem jest dobry, brakuje mu co najwyżej tylko konsekwencji. A że to często druga klasa liceum? Każdy kiedyś był nastolatkiem.
TalLLib na okładce płyty "Twoje miejsce, twój czas" /

W promowaniu TaLLiba grają przede wszystkim liczby. Miliony wyświetleń, setki koncertów, a na dokładkę oczywiście telewizyjny konkurs talentów. Teraz, kiedy widać, że drugie w dorobku "Twoje miejsce, twój czas" nie zdołało podbić listy OLiS pomimo wsparcia dużego wydawnictwa, może warto trochę inaczej położyć akcenty. Na przykład na to, że Tallib to sprawny wokalista z dużym potencjałem i dobrymi muzykami pod ręką.

Nie ma w tym kłamstwa, nie ma w tym nawet przesady. Od początku słychać porządne bębny, które rzeczywiście tętnią, a na nich ładny, słodki, profesjonalnie położony wokal. Drugie na krążku "Nieważne" od razu zapoznaje z arsenałem aranżacyjnym. Gitarki, bongosy, synthy - co tylko chcecie. Wyłączając może pozbawiony siły, przeładowany dancehall w słabym "Tańcz" i absolutne zbyteczne, rockowe zacięcie w cynicznie radiowym "Na chwilę", płyta brzmi kulturalnie, bardzo profesjonalnie, a pewna jej sterylność i żadna właściwie innowacyjność jest przy tej formule zrozumiała.

Reklama

TaLLib pisze naiwnie, ale mimo wszystko nie najgorzej. "Porozmawiajmy co u ciebie słychać, nie o ulicy, czy wypalonych spliffach" - zaczyna album. Rozmawiałbym. Młodzieżowe motywatory z apostrofami, treści idealistyczno-wolnościowe, nonkonformizm w wersji light (very light), to wszystko wychodzi artyście dobrze. Ale za dużo linek chce trzymać w ręku. Nie ma luzu i maniery raperów nowej szkoły, która pozwoliłaby skutecznie sprzedawać wersy "Ogarnę cię dziś, ale ty mnie też ogarniaj" i odwracać snapback do tyłu - to lepiej wychodzi jego bratu Sztossowi, zwłaszcza gdy pod spodem ma kawał agresywnego plastikowego bitu. Nie ma też mocy, o której sam śpiewa, gdy rozanielony głos nie jest w stanie dodać ognia zbasowanemu, mięsistemu graniu z "Moich ludzi". A tu takich podejść jest więcej. Intymne, akustyczne, oszczędne "Twoje miejsce" mruga do Kacezetowego i Bednarkowego odbiorcy. Z przyklejającego się do ucha, fajnie wspartego chórkami, ale niewiarygodnego "Słońce wzejdzie znów" wychylają się "babilońscy sługowie". To już lepiej czarować zakompleksione dziewczyny i nadwrażliwych chłopców  ładną muzyką, z którą mogą się utożsamić.

Szczerze pisząc, na miejscu lubelskiego twórcy uważałbym z przekazem "Nie mam już osiemnastu lat". Numer w którym to robi jest w porządku, zwłaszcza, że dzika charyzma meldującego się gościnnie  Juniora Stressa i absolutna pewność siebie działa, jednak póki  TaLLib nie znajdzie artystycznych środków pozwalających wyrazić dojrzałość, czegoś na miarę zbliżającej się za chwilę trzydziestki, lepiej być chyba  tym "wiecznie młodym". Póki co najefektowniejsze jest "łołołołoło" do chwytliwych dęciaków, gdzie dobry wokal ładnie wyciąga górę. I co w tym złego? Nic zupełnie.

TaLLib "Twoje miejsce, twój czas", Sony

6 /10

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy