Reklama

Recenzja Snowman "Gwiazdozbiór": Nowy start

Kiedy w 2012 roku wokalista Snowmana, Michał Kowalonek, zasilił szeregi Myslovitz, wydawało się, że dni jego macierzystej formacji są policzone. Nic bardziej mylnego. Grupa powróciła właśnie po dłuższej przerwie i nagrała najbardziej przebojowy album w swojej karierze.

Kiedy w 2012 roku wokalista Snowmana, Michał Kowalonek, zasilił szeregi Myslovitz, wydawało się, że dni jego macierzystej formacji są policzone. Nic bardziej mylnego. Grupa powróciła właśnie po dłuższej przerwie i nagrała najbardziej przebojowy album w swojej karierze.
Płytą "Gwiazdozbiór" Snowman powraca po kilkuletniej przerwie /

Zanim zacznę właściwą część recenzji, oddam na chwilę głos frontmanowi Snowmana: "Dobrze jest znów wrócić. Zebrać wszystkie swoje najcenniejsze myśli i rozpocząć budowanie relacji ze światem i z Wami. Mamy nowy album, mamy nową skórę, mamy piosenki pełne emocji, melodii i tego co w nas prawdziwe. Mamy się dobrze a nawet bardzo! Wszyscy Jesteśmy jak piosenki na tej płycie. Zbiorem emocji, odpowiedzi i pytań". Brzmi zachęcająco, prawda? No to sprawdzamy, jak wygląda to w rzeczywistości.

Snowman dał się nam poznać przed laty jako zespół z ambicjami. Bogate, rozbudowane aranżacje, świadome i odważne wymieszanie alternatywnego rocka z jazzem, post rockiem oraz muzyką eksperymentalną - to były znaki rozpoznawcze poznaniaków. Grupa nagrywała nawet dźwięki na potrzeby spektakli teatralnych a także niemych filmów. Efekty tych poczynań były bardzo różne. Niektóre kompozycje zachwycały, inne odpychały przerostem formy na treścią. Do tego kapela raz układała swoje teksty po polsku a raz po angielsku, co wprowadzało do jej twórczości dodatkowy i niepotrzebny element chaosu. W 2017 roku ktoś najwyraźniej wpadł na pomysł, żeby to wszystko uporządkować i obrać jedną wyrazistą ścieżkę.

Reklama

Pierwsza zasadnicza zmiana - "Gwiazdobiór" zdecydowanie stanowi odrębną pozycję w dyskografii grupy. Dominują tutaj krótkie, chwytliwe piosenki, które śmiało można określić mianem radiowych przebojów. Jest lekko, przyjemnie, z rock'n'rollowym polotem. Widać, że lata spędzone przez Kowalonka w Myslovitz zrobiły swoje. Choć pierwszy numer na trackliście "Nie mogę oddychać" wcale tego nie zapowiada. Słyszymy ponure pianino, leniwy bas, rozrzedzone gitary i myślimy sobie - hej, to brzmi jak stary Snowman. I pewnie mamy rację, ale kolejne kawałki prowadzą już nas w zupełnie inne rejony.

"Moje miasto" zaczyna się motywem przywołującym na myśl twórczość... Raz, Dwa, Trzy. Krótkie i dynamiczne uderzenia w struny przełamane są wejściem saksofonu, przez co czujemy, jakbyśmy słuchali ulicznych grajków. Olschoolowa disco-pulsacja, w duchu Kasabian z czasów "Velociraptor", czeka nas w "Jestem sobą", a już następny numer "20 tys. chwil podwodnej żeglugi" swoim brzmieniem odsyła wprost do The Strokes. Gdyby nie świetny jazzujący fragment i polski tekst, to pomyślałbym od razu, że słucham załogi dowodzonej przez Juliana Casablancasa.

Najmocniejszym akcentem albumu jest z pewnością utwór "Mów do mnie", atakujący nerwową partią gitar i intensywną zagrywką klawiszy. Ciekawie wypada też "Gwiazdozbiór Strzelca" podsuwający skojarzenia z późnym Radiohead. Niestety wszystkie te bardzo ciekawie zagrane i wyprodukowane nagrania psuje nieco sam Kowalonek. Irytować szczególnie mogą jego teksty, które są zwyczajnie naiwne i brzmią jakby wyszły spod ręki Paulo Coelho czy innego geniusza słowa pisanego.

Przykłady? Proszę bardzo: "Niby nic nie robić, po księżycu chodzić jesteś tym co wiesz, co chcesz, co jesz talent do kochania, oczy do płakania papierowe książki, idziesz spać" albo "Biegnij tam, gdzie woła świat. Usłysz głos. Spotkaj wzrok kogoś innego. Poczuj chłód i poczuj żar. Poczuj wiatr, bo spadamy z nieba, padamy z nieba". Fajnie jest? Doceniam fakt, że całość albumu zaśpiewana jest po polsku, ale błagam, nie silmy się na tanią poezję.

O ile taki Rojek potrafi wstrząsnąć słuchaczem i skutecznie zagrać na jego emocjach, o tyle frontmana Snowmana, starającego się opowiadać o uczuciach i "sprawach najważniejszych" słucha się dość obojętnie. Do tego kolega Michał niepotrzebnie sylabizuje niemal wszystkie wyrazy, co ludzi przeczulonych na tym punkcie, czyli np. mnie, doprowadza do szewskiej pasji.

"Gwiazdozbiór" pokochać powinny przede wszystkim stacje radiowe i jej słuchacze. Oczami wyobraźni już widzę, jak single z płyty wspinają się szybkim tempem po liście przebojów Trójki. Z całą pewnością potencjał w zespole drzemie ogromny, wiedziałem o tym już wcześniej. Byle nie został on zabity w przyszłości przez zbytni infantylizm wokalisty. Czego wam i sobie szczerze życzę.

Snowman "Gwiazdozbiór", E-Muzyka

7/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Snowman (zespół) | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy