Reklama

Recenzja Prince "HITnRUN Phase One & Two": Ostatnia impreza

​"Wydaje mi się, że Prince jest magiczny" mówi na końcu 14. odcinka 3. serii serialu "New Girl" Jess Day, czyli Zooey Deschanel. W tym właśnie odcinku Prince nie tylko się pojawił - artysta go całkowicie zdominował, a jego postać popchnęła do działania główne postaci serialu. Prince uczy miłości, mówi "Nie pozwalam ci się bać" i z uroczym uśmiechem prezentuje tresowanego motyla (!). Na końcu odcinka Deschanel śpiewa z Princem piosenkę "Fallinlove2nite", która dopiero miesiąc po premierze w "New Girl" została wydana jako singel. Ten właśnie utwór znalazł się na "Phase One" ostatniego albumu Prince'a i to on nadaje ton całemu krążkowi. Słowa serialowej Jess również nadają ton dwupłytowemu "HITnRUN". Prince jest magiczny.

​"Wydaje mi się, że Prince jest magiczny" mówi na końcu 14. odcinka 3. serii serialu "New Girl" Jess Day, czyli Zooey Deschanel. W tym właśnie odcinku Prince nie tylko się pojawił - artysta go całkowicie zdominował, a jego postać popchnęła do działania główne postaci serialu. Prince uczy miłości, mówi "Nie pozwalam ci się bać" i z uroczym uśmiechem prezentuje tresowanego motyla (!). Na końcu odcinka Deschanel śpiewa z Princem piosenkę "Fallinlove2nite", która dopiero miesiąc po premierze w "New Girl" została wydana jako singel. Ten właśnie utwór znalazł się na "Phase One" ostatniego albumu Prince'a i to on nadaje ton całemu krążkowi. Słowa serialowej Jess również nadają ton dwupłytowemu "HITnRUN". Prince jest magiczny.
Po śmierci Prince'a płyta "HITnRUN Phase Two" trafia do oficjalnej sprzedaży /

Pierwsza część albumu "HITnRUN" ukazała się we wrześniu 2015 roku i zebrała mieszane recenzje krytyków. Płyta nie zyskała większego uznania, na listach zajmowała dalekie miejsca (od 50. do nawet 90.) - i możliwe, że w ogóle zginęłaby wśród - bagatela! - blisko czterdziestu pozostałych albumów Księcia. Złośliwi mogliby powiedzieć, że Prince opiniami krytyków nie musiał się przejmować. Jak to Książę - miał wystarczająco dużo pieniędzy, żeby własne płyty wydawać we własnej wytwórni i z roku na rok czerpać z nich więcej niż zadowalające korzyści (od debiutu w 1978 roku, Prince wydawał płytę prawie co roku). Czy więc "HITnRUN" miało być bardziej wyjątkowe niż wcześniejsze albumy? Ciężko mówić za Prince'a, ale fakt że swój ostatni album rozbił na dwa kompletnie różne krążki, świadczy o wyjątkowym zamyśle zmarłego niespodziewanie 21 kwietnia artysty.

Reklama

"Phase One" to impreza - utwory przechodzą gładko jeden w drugi, utrzymane są w jednym klubowym sosie. Poza wspomnianym wyżej "Fallinlove2nite", które nawet w Polsce zagrzało na długo miejsce w rozgłośniach radiowych, płyta nie wywołuje wyjątkowych emocji. Prince zaprosił do studia kilku dobrych artystów, którym oddał głos - wokalnie i brzmieniowo. Ton kolejnym utworom nadają Judith Hill (w energicznym i pozytywnym "Million $ Show"), Rita Ora (groźne "Ain't about to stop"), Curly Fryz (lekko funkowe "Like a mack") i Lianna Le Havas ("Mr. Nelson"). W tych piosenkach Prince usuwa się w cień, jakby tylko nadzorował muzyczną zabawę z wysokiego balkonu, czuwając nad jej dobrym brzmieniem i tempem. "Phase One" jest więc stylistycznie nowe, choć nie nowoczesne. Prince wyeksplorował tu różne elementy tanecznej muzyki klubowej, delikatnie zahaczył o nieco mroczniejsze dźwięki, a nawet odwołania do hip hopu, starając się jednak zachować typową dla siebie lśniąco-kolorową estetykę.

Na "Phase Two" Książę przejmuje władzę. Już od otwierającego "Baltimore" wiemy, że będzie to zupełnie inna w koncepcji płyta - przesiąknięta starym dobrym funkiem, soulem, r'n'b i popem w stylu Michaela Jacksona. Trudno zresztą o Królu Popu nie myśleć, słuchając fanfarowych akordów trąbek, czarnych świetnie zgranych chórków, czy doskonale nam wszystkim znanych pokrzykiwań (jak w "Xtraloveable").

Prince na drugiej części "HITnRUN" w całości oddaje się stylowi muzycznemu przełomu lat 80. i 90. (a może i wcześniejszych, bo delikatna ballada "When She Comes" łudząco przypomina "How Can You Mend a Broken Heart" Ala Greena z 1972 roku). Sądząc po tym, jak wyraźnie jego głos tu brzmi - w przeciwieństwie do "Phase One" - dobrze się z tym sentymentalnym powrotem do korzeni czuł. Pokusił się tu nawet o mocniejsze uderzenie - w kilku momentach, jak w opartym na ostrych gitarach "Screwdriver", Prince przypomina o swojej szalonej rockowej przeszłości. I gdyby artysta miał szansę "HITnRUN" dłużej promować, na koncertach na pewno zobaczylibyśmy znowu, jak Prince szaleje, tańcząc z mikrofonowym statywem i robiąc wślizgi na kolanach przez całą scenę.

Prince niezaprzeczalnie wpłynął na rozwój muzyki pop. Jego doskonałe obeznanie w trendach muzycznych słychać na "HITnRUN". "Phase One" to ukłon w stronę miłośników klubowych klimatów, a "Phase Two" to piękne odniesienie do najlepszych czasów funku i początków r'n'b, czyli korzeni całego dzisiejszego rynku muzyki tanecznej. Prince swoim fanom i kolejnym pokoleniom fascynatów muzyki zrobił najlepszy pożegnalny prezent. Dzięki, Prince.

Prince "HITnRUN Phase One & Two", NPG / Warner

bez oceny

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Prince | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy