Reklama

Recenzja Paluch "10/29": Blisko środka tarczy

Dziesiąty solowy album Palucha nie zaskakuje, ale za to potwierdza, że poznański raper czuje newschoolowy rap, jak prawie nikt w naszym kraju. Jeśli komuś nie potrzeba wolty stylistycznej, to właśnie reprezentantowi Biura Ochrony Rapu.

Dziesiąty solowy album Palucha nie zaskakuje, ale za to potwierdza, że poznański raper czuje newschoolowy rap, jak prawie nikt w naszym kraju. Jeśli komuś nie potrzeba wolty stylistycznej, to właśnie reprezentantowi Biura Ochrony Rapu.
Okładka płyty Paluch "10/29" /

Od 2012 roku Paluch zgarnął trzy złote płyty i zawiesił na ścianie podwójną platynę. Co tu dużo mówić - mamy do czynienia z jednym z najpopularniejszych raperów w kraju i nic nie wskazuje na to, by koniunktura miała przeżyć załamanie. Poznański artysta parę ładnych lat udowadnia, że jest wyrazistym, świadomym swoich zalet nawijaczem, który nie musi wiele zmieniać w swojej muzyce. Jest wprost stworzona do lepszej części polskiego mainstreamu. Udowadnia to także kolejny legal - "10/29".

Osiemnaście utworów to bardzo dużo. Istniała więc obawa, że główna myśl zagubi się pośród bitów, a dobrych linijek może zabraknąć, tym bardziej gdy raper wydaje płyty niemal rok w rok. Tu jednak pułapki udało się ominąć, a całość robi wrażenie albumu spójnego i wprost wynikającego z doświadczeń muzycznych poznaniaka. "10/29" rozkręca się jednak z wolna - po pojawieniu się matowych klawiszy w otwierającym krążek "Po właściwej stronie", Paluch nie wchodzi z szarżą. Jest spokojny i melodyjny, podobnie jak podkład, który ujmuje przestrzennością. Dopiero od drugiego kawałka wszystko wraca do normy. Naturalny vibe nawijek zostaje złączony w jedno z rwanym, niepokornym głosem, a liryka zaczyna obracać się wokół spraw mniejszych i większych. "Nerwy Stres (market love)" to cudownie przyziemny, nośny storytelling z łatwym i wpadającym w ucho refrenem. Powinien być prezentowany młodziakom udziwniającym na siłę swoje kompozycje. Wydaje się, że podobnie myśli gospodarz, ponieważ serwuje ironiczne "Co na to Paluch?", w którym obrywają... Nie, nie obrywają, tylko dostają piekielnie mocnego dzwona wszyscy nawijacze, którzy mają mleko pod nosem, a wożą się, jakby zgarnęli już parę diamentów i diamentowych płyt.

Reklama

Celowanie w innych artystów i przekazywanie treści autobiograficznych to jednak nie jedyne, co ma do zaoferowania szef B.O.R. "Pierwszy świat" to bardziej zaangażowana i uniwersalizująca kontynuacja "Prostych przyjemności" Pelsona, tyle że przeniesiona w nowe realia. Kolejny raz daje o sobie znać ucho do bitów, które już parę sezonów temu poniosło twórcę "10/29" do głównego nurtu. Wygląda na to, że nie zawodzi nigdy i nigdzie; cokolwiek autor chciałby rzucić w eter, dostanie takie podkłady, że zabrzmi to starannie. Trudno wyróżnić jednego producenta, więc skupię się na tych elementach, które zdecydowanie należy docenić. Jest ich bez liku - balladowość "W kawałkach", analog "Halo Ziemia", rozbujanie "Impulsu", amerykańskość "Maniaka", napastliwe clapy "Odpocznij", zręczne wkomponowanie cutów w nowoczesność "Czystego Złota"... Nade wszystko zaś aura profesjonalizmu, która nie rozpływa się w powietrzu nawet wtedy, gdy "Zostało w nas" atakuje mocno już zgranymi dźwiękami, a zwrotki gości nie są tak mocne, jak na papierze (choć sam pomysł z zaproszeniem raperów z różnych krajów wypada pochwalić).

Po takim albumie impreza jubileuszowa jest w pełni zasłużona. Czuję w kościach, że za dziesięć lat będzie hucznie obchodzone pokonanie kolejnego pułapu w ilości solówek, a jakość nadal nie spadnie. Na tego gościa można stawiać w ciemno.

Paluch "10/29", B.O.R. Records

8/10

Sprawdź tekst "10/29" w serwisie Teksciory.pl!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Paluch
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy