Reklama

Recenzja Moby "Everything Was Beautiful and Nothing Hurt": Pięknie już było

Na koncie ma piętnaście długogrających albumów, prowadzi wegańską knajpę, walczy o prawa zwierząt i jest członkiem rady dyrektorów Institute for Music and Neurologic Function, organizacji non-profit zajmującej się tematem badań naukowych nad związkiem muzyki z mózgiem. Legenda muzyki tanecznej wydaje kolejną płytę, która jest poprawna. I co dalej?

Na koncie ma piętnaście długogrających albumów, prowadzi wegańską knajpę, walczy o prawa zwierząt i jest członkiem rady dyrektorów Institute for Music and Neurologic Function, organizacji non-profit zajmującej się tematem badań naukowych nad związkiem muzyki z mózgiem. Legenda muzyki tanecznej wydaje kolejną płytę, która jest poprawna. I co dalej?
Moby tęskni za czasami, kiedy wszystko było piękne, a cierpienie nie istniało /

I nic. Trzeba przyjąć i czerpać z nowych propozycji tyle, ile się da. Bo "Everything Was Beautiful and Nothing Hurt" choć nie zaskakuje, to przynosi wiele pięknych momentów, zgrabnych, wpadających w ucho kompozycji. Zaangażowany i świadomy Moby, po pełnym złości i niezgody, między innymi na polityczną rzeczywistość swojego kraju, albumie "More Fast Songs About the Apocalypse", tym razem nieco odpuszcza.

Jakby przyznał, że już czas na pogodzenie się z porażką. Choć pogodzenie to może źle słowo - autor po prostu powoli traci nadzieję. Stąd atmosfera nowego albumu - mroczna, ponura, nierzadko smutna, powolna i melancholijna. Ale przecież to nie pierwszy raz u Moby'ego, na czele z kultowymi "Why Does My Heart Feel So Bad?" i "Natural Blues" - kiedy melancholia przygniata niemiłosiernie. No tak, ale tu jest całkiem spore jej nagromadzenie. Tym razem nie znajdziemy u Moby'ego żywszych kompozycji, szukać tu należy raczej wariacji na temat trip hopu. Pierwszy z brzegu "The Waste of Suns" przykuwa uwagę klasycznym dla tego stylu tempem, podobnie "Falling Rain and Light". Tropów takich tu bez liku.

Reklama

Zaproszeni przez Moby'ego wokaliści, między innymi Apollo Jane, główna wokalistka Mindy Jones czy Julie Mintz podbijają tylko niewesołe barwy, którymi operuje Moby. Klimat sprzyja swego rodzaju rachunkowi sumienia. Rozważania w numerze "The Middle is Gone" doprowadzają do konstatacji "And I was lost for me / And I was tied to me / I’ll never be free / I try but I'll never be free". Nie powiem, pasuje to panu, tym bardziej, że okraszone pięknymi melodiami. Podobnie jak złowieszczy pesymistyczny "A Dark Cloud is Coming".

Moby tęskni za czasami, kiedy wszystko było piękne, a cierpienie nie istniało. Tylko kiedy to było? On sam pewnie nie pamięta takich czasów; protesty podczas ostatnich wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych nie zablokowały Trumpowi drogi do Białego Domu, ludzie wciąż sięgają po bezsensowną przemoc wobec zwierząt, na całym świecie pełno jest gniewu i nienawiści. A robi się coraz gorzej. Kolejny album Moby'ego może być jeszcze bardziej ponurym odbiciem jego obserwacji, co niekoniecznie czyni dobrze jego kompozycjom.

Moby "Everything Was Beautiful and Nothing Hurt", Universal Music Polska

6/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Moby | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy