Reklama

Recenzja Mickiewicz-Stasiuk-Haydamaky "Mickiewicz-Stasiuk-Haydamaky": Odbrązowić wieszcza

Projekty interpretujące poezję bez sztucznego akademickiego nadmuchania i krawatów zapiętych tuż pod szyją to żadna nowość, ale wciąż rzadkość. Stasiuk i Haydamaky podjęli się tego typu zadania, biorąc na warsztat wiersze Mickiewicza. Nie udało im uniknąć potknięć, lecz wciąż wypadają wystarczająco dobrze.

Projekty interpretujące poezję bez sztucznego akademickiego nadmuchania i krawatów zapiętych tuż pod szyją to żadna nowość, ale wciąż rzadkość. Stasiuk i Haydamaky podjęli się tego typu zadania, biorąc na warsztat wiersze Mickiewicza. Nie udało im uniknąć potknięć, lecz wciąż wypadają wystarczająco dobrze.
Okładka płyty "Mickiewicz-Stasiuk-Haydamaky" /

Muzyczna interpretacja wierszy jednej z największych literackich świętości? Jasne, było już i to kilkukrotnie - za dzieła Mickiewicza brał się zarówno Niemen, jak i Eldo z Grammatika. Projekt ukraińskiego zespołu Haydamaky z udziałem wokalnym rodzimego pisarza, Andrzeja Stasiuka, to jednak zupełnie inna para kaloszy. Chociażby przez możliwość zetknięcia rodzimej poezji z interpretacją "z zewnątrz".

Ciekawy jest tu jednak szczególnie inny element, który wręcz doskonale spaja się z wybraniem ukraińskiej grupy jako muzycznych interpretatorów wieszcza - większą część wybranych dzieł Mickiewicza stanowią bowiem sonety krymskie, a więc napisane na terenach bliskich muzykom zza wschodniej granicy. Szkoda trochę, że nie zdecydowano się na pociągnięcie konceptu do końca, przez co pojawiają się tu też "Reduta Ordona", "Upiór" czy "Pytasz, za co Bóg...", wyciągnięte z zupełnie innych okresów twórczości poety.

Reklama

Z drugiej strony, dzięki temu dostajemy ciekawy koncept: Stasiuk, recytujący wiersze Mickiewicza, niejako wciela się tu w poetę otoczonego przez doprawdy fascynujące acz obce mu obszary nie tylko pod kątem stricte lirycznym, ale również muzycznym. Jego bliski, wyraźny głos akompaniowany jest przez nieokiełznane szaleństwo dzikiego wschodu reprezentowanego tu przez Haydamaky.

Obawa jest w zasadzie jedna: przez takie podejście można pomyśleć, że Stasiuk nie jest tu figurą szczególnie ważną - ot, pewnego rodzaju patronem wprowadzającym rodzimym element do krążka. Wiadomo, po zaproszeniu do "Stepów Akermańskich" (który to utwór zainicjował cały projekt) pracował już nad konceptem pozostałej części płyty, ale postronny słuchacz może odnieść wrażenie, że pisarz przyszedł w zasadzie na gotowe. Wszak to przecież Haydamaky zdają się panować nad wszystkim od dominującej tu strony muzycznej, bo i album jest kontynuacją ich muzycznych poszukiwań.

Czego się więc spodziewać? W zasadzie wszystkiego. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby muzycy zaczęli romansować z metalowymi riffami, tak jak w "Burzy", by niespodziewanie zaatakować słuchacza partią instrumentów dętych. "Alpuhara" jest już w zasadzie utworem folk-metalowym, która im dłużej trwa, tym bardziej eksponuje motywy etniczne, jednocześnie nie oddalając się od ciężkości. Szczególnie dobrze sprawdza się to w "Reducie Ordona", której masywne, ciemne brzmienie doskonale współgra z tematyką tekstu.

Ale nie zawsze jest tak ciężko: dostajemy przecież lekkiego, swobodnego u podstaw muzycznych "Pielgrzyma", któremu w zwrotkach blisko do oddychających ballad amerykańskich folkowców. Mamy nawet nawiązania do muzyki międzywojnia w jazzujących, lekkich "Bajdarach" czy wchodzące wręcz w country "Pytasz, za co Bóg".

Różnorodność krążka "Mickiewicz-Stasiuk-Haydamaky" to spora zaleta, ale albumowi do doskonałości daleko. Można upatrzyć w tym winy wokalu Stasiuka, który ma co prawda doskonałą dykcję, ale nie jest niestety ani Świetlickim, ani Bogusławem Lindą. Kiedy po prostu recytuje wiersz Mickiewicza, jak chociażby w "Pielgrzymie", w którym to odnajduje w swoim głosie odpowiednią melancholię oraz rozmarzenie, jest bardzo dobrze. W "Mogiłach Haremu" wchodzi na tereny tak niskie i chropowate, że trudno nie poczuć ciarek na plecach. Gorzej prezentują się momenty, w których podejmuje się nieśmiałych prób śpiewania (chociaż lepiej użyć sformułowania "melodeklamacja"), co gryzie w "Upiorze", ale jest już absolutnie dyskwalifikujące przy "Bajdarach".

Na dodatek po kilku utworach trudno nie mieć wrażenia, że czasem zanadto gubi się tu muzyka i zastępowana zostaje kawałkiem mówionej pod instrumenty poezji, co najwyżej przeplatanej śpiewanymi wokalami Ołeksandra Jarmoły. Co więcej, Stasiuk niewątpliwie rejestrował swoje wokale blisko mikrofonu - otrzymujemy przez to efekt zbliżeniowy nadający jego głosowi cech lektora, co niestety wzmacnia poczucie płyty z recytacją poezji zamiast pełnoprawnego albumu muzycznego.

Koniec końców "Mickiewicz-Stasiuk-Haydamaky" to jednak całkiem interesująca, różnorodna, rozbudowana pozycja, która może spodobać się osobom przepadającym za wmieszaniem folkowych, wschodnio-orientalnych klimatów w gitarowe otoczenie. I to pod warunkiem, że nie boli was nazbyt wyczyszczone brzmienie, bo garażowego, punkowego brudu jest tu stosunkowo mało. Wydaje mi się jednak, że Stasiuk i Haydamaky jeszcze się docierają, wszak czuć, że z tego typu projektu można wyciągnąć jeszcze więcej. Dlatego z ciekawością wypatruję kontynuacji.

Mickiewicz-Stasiuk-Haydamaky "Mickiewicz-Stasiuk-Haydamaky", PUGU Art / Wydawnictwo Agora

6/10

Posłuchaj pierwszego singla "Stepy Akermańskie":

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Haydamaky | Andrzej Stasiuk | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy