Reklama

Recenzja Michał Sołtan "MaloGranie": Do zakochania jeden jazz

Lubię odkrywców. To dzięki tym ciekawskim duszom, świat nieustannie idzie do przodu. Ktoś uznał, że horyzont jest zbyt ciekawy, żeby tylko na niego patrzeć i go przekroczył. Ktoś inny zamiast iść prosto nad rzekę, skręcił w prawo i odkrył sąsiednią osadę. A Michał Sołtan postanowił pomieszać dźwięki z farbami i tak powstało "MaloGranie".

Lubię odkrywców. To dzięki tym ciekawskim duszom, świat nieustannie idzie do przodu. Ktoś uznał, że horyzont jest zbyt ciekawy, żeby tylko na niego patrzeć i go przekroczył. Ktoś inny zamiast iść prosto nad rzekę, skręcił w prawo i odkrył sąsiednią osadę. A Michał Sołtan postanowił pomieszać dźwięki z farbami i tak powstało "MaloGranie".
Michał Sołtan na okładce płyty "MaloGranie" /

Trochę z miłości, trochę z wiedzy, trochę z samorozwoju. I dlatego album "MaloGranie" jest tak smaczny i wciągający. Osiedli na laurach polscy muzycy jazzowi i ci od piosenki teatralnej powinni się bać. Idzie Sołtan, ma gitarę, ma uśmiech, ma głos i ma niepoprawne poczucie humoru.

"MaloGranie" jest tego typu albumem, którego można słuchać w kółko i ciągle go odkrywać, ciągle się nie nasycić, ciągle za nim tęsknić. Płyta jest kwintesencją rozwoju Michała Sołtana, który - chwała mu za to! - całkiem niedawno zdecydował się na rozwinięcie kariery solowej. Absolwent Wydziału Jazzu ZPSM im. F. Chopina w Warszawie, wychowanek mistrzów gatunku, wykształcony także teoretycznie na wydziale muzykologii, Sołtan ma wszelkie podstawy do tego by być zawodowym muzykiem.

Reklama

I chyba niesiony tą falą właśnie, oddał swój czas i talent innym. Był muzykiem sesyjnym, zorganizował świetne warsztaty "Uwolnij muzykę", wydał dwie płyty z zespołem Imagination Quartet, prowadzi też jam sessions w warszawskim klubie Harenda, które nie tylko oscylują wokół jazzu ale też funku. Nie powiedziałabym, że Michał przez te lata szukał swojej ścieżki. Jestem pewna, że on ją znalazł dawno temu, chociażby obierając kierunek studiów. Uznał jednak, że aby ją przejść potrzebuje pewnej wiedzy i doświadczenia, które właśnie zdobył. I tak wzbogacony - przystąpił do pracy nad swoim muzycznym "ja".

Efektem tej pracy jest fenomenalna płyta "MaloGranie", podobno utrzymana w stylistyce pop-jazzu. Myślę jednak, że to określenie bardzo spłyca materiał i niepotrzebnie próbuje wcisnąć twórczość Sołtana bliżej niesprecyzowanemu ogólnemu odbiorcy. To, że Michał wystąpił i zainteresował publiczność telewizyjnego talent-show nie oznacza, że musi tworzyć pop dla wszystkich - wprost przeciwnie.

"MaloGranie" i cała stylistyka artystyczna w której porusza się Sołtan jest nadzieją dla ambitnej polskiej muzyki. Zaczęło się od współpracy z malarką, Magdaleną Jankowską, z którą od murala "Mewy Origami" Sołtan przeszedł do teatralnego performance'u. "MaloGranie" jest kolejnym krokiem w tej podróży i zachwyca swoją świeżością, humorem, pełnym i bardzo konkretnym stylem. Ten z kolei nie byłby pełny, gdyby nie zawadiackie teksty samego Sołtana. Wokalista, gitarzysta, kompozytor i poeta zatem - istny człowiek renesansu! - w "MaloGraniu" wypowiada się bardzo szczerze i na wielu poziomach. Nie tylko bowiem szaleje z wykoślawionymi abstrakcyjnymi tekstami, ale też pięknie je przedstawia, to wpadając w ton szyderczy, to kusząc uwodzicielskim szeptem, to zamyślając się i otwierając przed nami serce.

Muzyka Sołtana, wzbogacana też kompozytorsko i aranżacyjnie przez pianistę, Miłosza Olenieckiego, to jego osobiste spojrzenie na jazz. Zgrabne połączenie z funkiem, czasami nurzające się w chicagowskim stylu, nierzadko wpadające w transową melancholię, zaczepiające nawet o taneczny rytm reggae. W wersji studyjnej, Sołtan ze swoim sporym zespołem utrzymał emocje i jazzowe melodie w pewnych ramach, jestem jednak pewna że w warunkach koncertowych, przeboje takie jak "Dzieje się" czy "Najlepiej" rozwiną się w złożone, porywające improwizacyjne tematy.

Każdy instrument ma tu pole do popisu - od szalejących trąbek i puzonu (gościnnie legendarny Luciani), przez chropowate saksofony (m.in. Irek Wojtczak), po niezastąpione i zupełnie luźno traktowane gitary (zachwycające leniwe solo Russa Spiegela we "W chowanego") i w końcu podskakujący zaczepny fortepian oraz plumkający gdzieś u podstawy kontrabas. Spory zestaw uzupełniony o instrumenty dęte i kwartet smyczkowy, to istna koncertowa petarda, która porwie niejednego marudera, a sam Michał nie tylko da się poznać, jako wprawny muzyk i wokalista, ale też - a może przede wszystkim - ciekawy człowiek o bardzo szczerym i otwartym spojrzeniu na otaczającą go rzeczywistość.

"MaloGranie" wciąga swoją ekscytacją. Czuć tu zapał licznej grupy muzyków, którzy z radością i werwą pracowali nad tą płytą. A nie ma lepszego rozrusznika dla muzyki i w ogóle każdej sztuki, jak pozytywna szajba jej twórcy. Może więc dlatego też ciężko się od kompozycji Sołtana oderwać - są jak świetnie opowiadana historia i jak idealna randka, którą szkoda kończyć. Ostrzegam, można się zakochać.

Michał Sołtan "MaloGranie", e-Muzyka

9/10


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Michał Sołtan | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy