Reklama

Recenzja Małpa "Mówi": Kanistry z benzyną

Małpa wraca w wielkim stylu, siedem długich lat po największym sukcesie sprzedażowym w historii polskiego podziemia rapowego. Konfrontacja sceny z albumem "Mówi" przypomina spotkanie gołej dupy z batem.

Małpa wraca w wielkim stylu, siedem długich lat po największym sukcesie sprzedażowym w historii polskiego podziemia rapowego. Konfrontacja sceny z albumem "Mówi" przypomina spotkanie gołej dupy z batem.
Okładka płyty Małpa "Mówi" /

Po wydaniu "Kilku numerów o czymś" toruński raper Małpa stał się chodzącą sprzecznością naszej rapowej sceny. Z jednej strony przez ostatnie kilka sezonów można było go utożsamiać z kolesiem, który (choć jak już wiemy - tylko pozornie) spoczął na laurach i skupił się na spieniężaniu niewątpliwego sukcesu swojego undergroundowego wydawnictwa. Z drugiej zaś był tym, który nie dał się wtłoczyć w bezduszne ramy rynku - nie wpadł w spiralę wydawania kolejnych albumów tylko po to, by utrzymać zainteresowanie słuchacza i zagrać parę koncertów więcej, a także nie zaczął szyć własnej bawełny, by ciułać kolejne grosze. Jego pierwszy pełnoprawny legal pokazuje, że można pozostać ideowcem, a przy tym jeszcze lepiej urządzić i upiększyć swoje gniazdko w mainstreamie.

Reklama

"Mówi" to jeden z najbardziej intrygujących albumów ostatnich lat na polskiej mapie rymów i bitów. Trudno bowiem znaleźć drugiego rapera, który przeszedłby tak wielką przemianę na niemal każdym polu. Parę lat młodszy Małpa z "KNOC" potrafił irytować bardzo wysokim, momentami piskliwym głosem, wyglądając na chłopaka, który ponad wszystko hołduje pięciu elementom hip hopu i generalnie jest skupiony na sobie i swoich uczuciach. Na klasycyzujących bitach kładł swoje refleksje i mogło się wydawać, że skoro raz ta koncepcja zdała egzamin, to później będzie tylko dopracowywana przy kolejnym wydawnictwie. Wlatujące do sieci featuringi i solowe kawałki pokazywały jednak coś zgoła innego - próbowanie swoich sił na różnorodnych podkładach i stopniowe przenoszenie środka ciężkości na sprawy uniwersalne dawało nadzieję na woltę stylistyczną. I ta wolta się dokonała. Torunianin stał się sumieniem rapowego rynku, który zgniata nawet najtwardszych graczy i popycha ich do nagrywania bezpłciowych, prostych i  mizdrzących się do słuchacza krążków. W rozpoczynającym płytę "808" dostajemy spoiler twórczości, który nie martwi, lecz podgrzewa atmosferę przed następnymi kawałkami. Pierwsze kilka wersów stanowi demonstrację siły - flow wygina się we wszystkie strony, robiąc z muzyką wszystko, co zechce, a tekst nie cierpi na brak treści. Dalej jest tylko lepiej. Proces pisania, który w przypadku tego nawijacza jest wyjątkowo długi i mozolny, pozwolił wyeliminować niepotrzebne słowa i dopieścić każdą linię. Mówienie, że każdy utwór z tej układanki to protest song byłoby nadużyciem (mamy przecież partie z autokrytyką i na wskroś ekshibicjonistycznym autobiografizmem), ale antysystemowość - nie polityczna ani nie studencko-małoletnio-utopijna -  przebija spod dużej części szesnastek.

The Returners, Donatan, Stona, SherlOck, GPD, Zetena, White House... Grono producentów prezentuje się niezwykle okazale, ale pomyli się ten, kto już po ksywkach i nazwach będzie próbował wyrokować, jakież to bity pojawiają się na nowym materiale Małpy. Twórcy jak jeden mąż poeksperymentowali ze swoimi stylami i rzucili hipnotyzujące, bogate brzmieniowo produkcje. Największym sukcesem jest to, że warstwa muzyczna nie ma słabych elementów. Zagęszczenie dźwięków, ich przestrzenność, wkomponowywanie instrumentów (bez buraczanego, quasi-emocjonalnego zdzierania gryfu), sprawne łączenie klasyki z nowoczesnością oraz - last but not least - hasanie po inspiracjach czerpanych z różnych gatunków daje toruńskiemu raperowi i jego gościom okazję do pokazania pełni możliwości. Jinx, Włodi i Mielzky nie silą się na sztukaterię, serwując odbiorcy konkret, do którego przyzwyczaili, ale to gospodarz gra tu zawsze pierwsze skrzypce. Co szczególnie ważne, udowadnia, że nie przespał lat i sporo słuchał. Dla przykładu: w "Mołotowie" słychać echo zainteresowania punkiem, za to całości utwierdza w przekonaniu, że i otrzaskanie się z elektroniką przebiegło jak należy. Polecam szukanie smaczków na własną rękę, bo te sprawiają, że "Mówi" staje się jeszcze bardziej wielowymiarowe i wartościowsze.

Po tak zaangażowanym i dopracowanym krążku pojawia się pytanie: jaki będzie następny krok? Trzydziestka na karku, dwie płyty, które wstrząsnęły krajem, do tego popularność w każdym miejscu - to ogromny kapitał, który da się przekuć na coś dużego. Nie pogniewam się zatem, jeśli Proximite będzie rosło w siłę jako label i zacznie wypuszczać w świat więcej takich longplayów.

Małpa "Mówi", Proximite

9/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Małpa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama