Reklama

Recenzja L.U.C "REFlekcje o miłości apdejtowanej selfie": Do nieszczęśliwie zakochanych

Przez 11 lat działalności L.U.C poruszał tematykę historii Polski, swojego życia we Wrocławiu, przywar społeczeństwa, jednak nigdy nie zdarzyło się, aby motywem przewodnim jego płyty była miłość. A gdy w końcu do tego doszło, Łukasz Rostkowski wcale nie zamierza jej idealizować.

Trudno zresztą idealizować miłość i związki w momencie jednego z największych zakrętów w swoim życiu, a na takim znalazł się właśnie raper pochodzący z Zielonej Góry. L.U.C. "REFlekcjami" dokonuje więc swoistej psychoterapii, która ma go nie tylko wyleczyć z kryzysu związanego z zakończeniem poważnej relacji, ale także pozwolić na nabranie dystansu do spraw ważnych i ważniejszych. Nowa płyta Rostkowskiego nie jest więc wylewaniem żali i robieniem z siebie ofiary, a niezłym poradnikiem dla wielu osób, będących w toksycznych związkach lub nieszczęśliwie zakochanych.

Reklama

L.U.C stara się także ukazać relacje ludzkie w szerszym kontekście. Czasy, w których kariera i pieniądze stoją na pierwszym miejscu, a ludzie współżyją ze sobą tylko ze względu na egoistyczne cele, nie sprzyjają miłości. Doskonale wie o tym raper, który stara się wskazać drogę swoim słuchaczom w tym niezwykle wymagającym otoczeniu.

Robi to świetnymi refrenami, w których główną rolę odgrywają nieco zakurzone kompozycje artystów starszego pokolenia. Na płycie usłyszeć można więc wokale idoli L.U.C-a z jego młodzieńczych lat - Ireny Santor, Krystyny Prońko, Haliny Frąckowiak oraz Stanisława Soyki - które zostały skonfrontowane z zaproszonymi na płytę raperami oraz mocnymi bitami.

Jak przystało na wielkie gwiazdy estrady dawnych lat (lub nie tak dawnych w przypadku Soyki), fragmenty ich piosenek nie zawiodły i dzięki nim "REFlekcje" są pozycją, z której można uczyć się, jak łączyć stare z nowym. Co ważne, prostota piosenek Santor, Prońko i reszty doświadczonych muzyków wymusiły na raperze dostosowanie się. Dlatego też właśnie refreny stały się najlepszymi momentami całego albumu. L.U.C w większości z nich nie kombinował, nie silił się na przesadnie wymyślne porównania, a nie od dziś wiadomo, że najprostsze rozwiązania są najlepsze.

Tych zabrakło niestety w zwrotkach, gdzie Rostkowski czasami za daleko zapędza się w swoim potoku słów, przez co momentami jest zupełnie niezrozumiały, a cienka granica pomiędzy głębokim tekstem a grafomanią niebezpiecznie zostaje przekroczona (tak jak przykładowo w "Baśni o Rozstaniu": "Ludzie mają w sobie klucze i tajemne zamki, każdy związek otwiera w nas nowe klamki, więc te zmiany to nauczek wartościowe ułamki. Żadne pieniądze nie kupią ci twej lustrzanki"). Poziomu zwrotek nie poprawiają też zaproszeni goście. Na tle całej grupy warto wyróżnić Magierę ("Pożar w burdelu mego życia") oraz K2 ("W związku z tym"), którzy nie rozczarowali swoją postawą.

Warstwa muzyczna płyty nie powala na kolana. Oprócz standardowych linii melodycznych ("Pożar w burdelu mojego życia" mogłoby spokojnie znaleźć się na płycie "Planet L.U.C") na albumie pojawiają się bowiem bardzo dziwne eksperymenty w stylu reggae ("Baśń o rozstaniu", "Empatii reflekcje"), o których chcę jak najszybciej zapomnieć. Z drugiej strony bardzo chętnie usłyszałbym na albumie więcej utworów w klimacie "Żyroskopu", gdzie sampel z utworu "Idę dalej" Haliny Frąckowiak tworzy świetny klimat funku i soulu.

Mimo iż cały album nie stoi na wybitnie wysokim poziomie, to wypada się cieszyć z faktu, że L.U.C postanowił wydostać się z depresji przy pomocy muzyki. Nawet więc jeżeli teraz przyszło mu zrobić krok w tył, to kto wie czy w przyszłości znów nie zrobi dwóch kroków w przód i po raz kolejny zaskoczy fanów czymś zupełnie nieszablonowym.

L.U.C "REFlekcje o miłości apdejtowanej selfie", Warner

5/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach Interii!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: życia | L.U.C.
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy