Reklama

Recenzja L.Stadt "The L.Story": Na ten smutny, wyjątkowo zimny maj

W środku, tak jak na okładce - kolaż. Wiele różnych elementów sklejonych tak sprytnie, że ciężko dopatrzeć się łączeń, a plany płynnie przechodzą w kolejne, razem tworząc wyrazisty, sugestywny, wymagający wczytania się obraz. "The L.Story", czwarty album łódzkiego zespołu L.Stadt, kusi pięknym singlem i intrygującym wizerunkiem, jednak to nie wszystko - swoją wartość album odkrywa przed słuchaczem po dłuższej, intensywniejszej znajomości.

W środku, tak jak na okładce - kolaż. Wiele różnych elementów sklejonych tak sprytnie, że ciężko dopatrzeć się łączeń, a plany płynnie przechodzą w kolejne, razem tworząc wyrazisty, sugestywny, wymagający wczytania się obraz. "The L.Story", czwarty album łódzkiego zespołu L.Stadt, kusi pięknym singlem i intrygującym wizerunkiem, jednak to nie wszystko - swoją wartość album odkrywa przed słuchaczem po dłuższej, intensywniejszej znajomości.
Okładka płyty "The L.Story" grupy L.Stadt /

"The L.Story" to zapis bardzo intymnych refleksji zawartych w słowach Konrada Dworakowskiego, aktora i reżysera teatralnego. Refleksje intymne, ale łatwo znaleźć nić porozumienia z autorem, bowiem zawarł w nich lęk przed znanym każdemu przemijaniem. W słowach Dworakowskiego nie zawsze jest ono przygnębiające - czasem wywołuje melancholijny uśmiech, wspomnienie dobrych momentów, radość, wdzięczność.

Nowy album L.Stadt, zarazem pierwszy w pełni po polsku, tym razem w centrum wydarzeń nie stawia alternatywnego rocka i różnych jego odcieni oraz wariacji. Jest bardziej bogato i kolorowo, niż na poprzednich albumach grupy, z mocnym akcentem postawionym na brzmienia elektroniczne. W "Halo" znajdujemy ślady ery new romantic, zaś "Most" bogaty jest w syntezatorowe tło. Ciekawostką jest utwór "Gdybym", poetycki, brzmiący jak z całkiem innej bajki niż ta, w której do tej pory zaklęci byli muzycy L.Stadt.

Reklama

Na pierwszy plan wysuwa się wspomniany singel "Oczy kamienic". Narracja prowadzona równolegle ze zmiennym tempem, proste gitarowe tło i narastająca, niepokojąca melodia, a do tego tekst oddający w pigułce cały sens słów Dworakowskiego. Po tym skrócie reszta piosenek mogłaby być jedynie bezpiecznym tłem. Na szczęście nie jest, bowiem każdy z numerów przykuwa uwagę innym charakterystycznym elementem. Od groteskowego wstępu w utworze "Strumień świadomości", przez saksofon w "Pozwól zasnąć / Idzie sen", po dźwięki przypominającego aborygeńskie didgeridoo w "Gdybym". Jak okiem sięgnąć - wszędzie roi się od niebanalnych inspiracji, wybranych nieprzypadkowo, połączonych w kolaż, w którym trudno doszukać się ubytków.

Opowieści wyśpiewanej na "The L.Story" towarzyszy także tęsknota obecna przy narratorze podczas obserwacji doskonale znanych miejsc, które teraz umierają, a za chwilę znikną bezpowrotnie. Miasto jest areną, świadkiem, tłem dla zmian i zagubienia, które męczy mówiącego:

"Ja jestem stąd / to moja opowieść / to jest mój głos / daj się mu ponieść / kiedy mnie pytasz / kim się czuję / odpowiedzi nie znam".

Ale najlepiej, jeśli opowieść przemówi sama, dobranymi, wyważonymi, posłusznymi autorowi słowami. "L.Story" to piosenki o przemijaniu, nostalgiczne, czasem pokrętne. Ubrane w piękne, niekiedy niepokojące melodie. Czy można znaleźć coś lepszego na ten smutny, wyjątkowo zimny maj?

L.Stadt "The L.Story", Mystic Production

8/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: L.Stadt | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy