Reklama

Recenzja Klarenz "Poza": Antidotum na brak stylu

Tęsknicie za czasami, gdy w rapie bardziej od ciuchów i modnych brzmień liczyła się treść, szczerość i oryginalność? "Poza" jest dla was. Chcecie posłuchać dobrej płyty rapowej, która zadowoli zarówno miłośników klasyki, jak i nowej szkoły? Klarenz spełni wasze oczekiwania z nawiązką.

Tęsknicie za czasami, gdy w rapie bardziej od ciuchów i modnych brzmień liczyła się treść, szczerość i oryginalność? "Poza" jest dla was. Chcecie posłuchać dobrej płyty rapowej, która zadowoli zarówno miłośników klasyki, jak i nowej szkoły? Klarenz spełni wasze oczekiwania z nawiązką.
Okładka płyty "Poza" Klarenza /

Nie każdy odważyłby się na porzucenie jednej z najbardziej popularnych oficyn rapowych, która przy każdej premierze nowego klipu z góry generuje kilkaset tysięcy odtworzeń. Do tego trzeba mieć ksywę Tau, KęKę albo KaeN - krótko mówiąc: być kimś, kto wytworzył sobie na tyle rozpoznawalną markę, aby móc działać spokojnie na własną kieszeń. A jednak bydgoski MC, Klarenz - uczestnik czwartej edycji Młodych Wilków Popkillera (w tej samej edycji wystąpili m.in. Żabson, Sarius, Otschodzi i Guzior) - po swoim oficjalnym debiucie w postaci "Ofbitwarmup Mixtape", postanowił opuścić zarządzany przez Quebonafide label QueQuality. I to z powodów ideowych, wszak nie podobał mu się kierunek artystyczny obrany przez większość podopiecznych wytwórni. Czy się opłacało? Finansowo i pod kątem popularności na pewno nie, ale mam cichą nadzieję, że autor "Egzotyki" słucha teraz "Pozy" i gdzieś łka w kącie z powodu straty. Album Klarenza to bowiem jeden z kandydatów do najmocniejszych rapowych pozycji tego roku.

Reklama

Co czyni Klarenza raperem wyjątkowym dla tej sceny? Przede wszystkim nieregularny styl rapowania, sprawiający, że nie pomylisz go z nikim innym. O ile w Stanach Zjednoczonych offbeatowe flow szybko się przyjęło za sprawą Nasa, Mos Defa czy Kool Keitha, o tyle w Polsce nadal bywa ono rzadkością, przez co rapowanie pod werbel ciągle uprawia gro sceny. Być może to kwestia trudniejszego do wypracowania sposobu bawienia się rytmiką i przełamywania jej, a może kwestii słabszej melodyjności języka polskiego w porównaniu do angielskiego. W każdym razie Klarenz po latach szlifów, mniej lub bardziej trafnych eksperymentów, opanował to perfekcyjnie - nawet kiedy zaczyna rapować bez bitu, tkwi w tym własna melodia.

Najważniejsze, że Klarenz wydaje się raperem zawieszonym między rapową tradycją a newschoolem. Z jednej strony zgodnie z tradycyjnymi zasadami rapu przeładowuje utwory treścią (o tym jeszcze będzie), a podstawową wartością zdaje się dla niego być szczerość wobec słuchacza. Z drugiej zaś zaszczepia w tym swoim flow trapową melodyjność, podśpiewuje w podbiciach i korzysta od czasu do czasu z auto-tune'a. A i nie bez znaczenia są tu bity.

Owszem, ciekawie wypadają boom-bapowe "Złe intencje" wyprodukowane przez Barto'cuta12: minimalistyczny sampel, krótko pocięty saksofon i klasyczne w brzmieniu bębny przypominają momentalnie to, za co najbardziej kochało się nowojorski rap z lat 90. Ale to raczej wyjątek, bo utwory kierują się w stronę szybszych temp stowarzyszonych z cykającymi hi-hatami oraz charakterystycznymi werblami z kultowego Rolanda TR-808 stowarzyszone z prostymi, słodkimi melodiami, choć jednocześnie nieźle zaaranżowanymi i melancholijnymi u podstaw.

Mało kto byłby w stanie utrzymać mordercze tempo wyprodukowanego przez samego gospodarza "Jesteś nikim" tak, aby płynąć z bitem, a nie gonić za nim: Klarenz jednak czuje się swobodnie, bawi się flow, zwalnia, przyspiesza. Wspomniany wcześniej Barto'cut12 rzuca bogato zaaranżowane "30", gdzie łączy nowoczesność z tradycją, naprzemiennie układając bębny trapowo, by chwilę później proponować wprost wycięty ze starego nagrania break perkusyjny. Chociaż i tak najciekawiej robi się pod koniec kawałka, gdy na synthwave'owym arpeggio umieszcza płynące ambienty i zwolnione, śpiewane wokale, przypominając o złotych czasach cloud rapu. Dobrze prezentuje się także "Nigdy więcej spłukany" (znów bit Klarenza), w którym oparta na basowych brzmieniach warstwa melodyczna zdradza fascynację gospodarza brytyjską sceną alternatywnej elektroniki spod znaku Hyperdub.

Co do elektroniki: Faded Dollars w "Gorilla Glass" pokazuje, co by było, gdyby The Glitch Mob rzuciło się w nowoczesne rapowe klimaty. Równie dobrze działa "Grejteskejp" autorstwa Ńemego. Znany ze współpracy z L.U.C.-em artysta rzuca profesjonalnie brzmiący bit, w którym nawet krótko wybrzmiewający werbel ma w sobie multum mocy, a bas wspaniale płynie w tle, mocno dynamizując kawałek. Problem można mieć za to z jego rapem, którym uświetnił numer: zbyt przekombinowanym, mało naturalnym, a przy okazji chaotycznym pod kątem treści.

No właśnie: treść zwrotek Klarenza. Kto wie czy nie najważniejszy element "Pozy". Otrzymujemy bowiem album zgorzkniały, pełen brutalnych diagnoz wobec sceny muzycznej i społeczeństwa. Dostaje się innym raperom (za brak treści i stawianie na pierwszym miejscu na wizerunek zamiast na muzykę), słuchaczom (za podążanie za modą i szukanie afer), politykom (za wykorzystywanie głupoty wyborców), ludziom (za powierzchowność, krótkowzroczność i brak ambicji). Pełno tu ironii, ale nawet pojawiające się poczucie humoru ma często drugie dno wchodzące w sarkazm.

"Nie będę robił discopolowych refrenów, by mnie twój stary znał" nawija Klarenz w "Niemamczasu" i owszem, nie zdarza mu się przekraczać granicy żenady. Zamiast tego stawia na błyskotliwe spostrzeżenia poprzez malowanie słownych obrazów. Chce się go słuchać dzięki takim wersom jak "Co z tego, że podjedziesz lepsza furą? Powiesz: lepszy komfort, estetyka/Staniesz w takich samych korkach, spadnie ta choroba, da ci lekcję życia" ("Grejteskejp") albo "Wiadomości do siebie wysyłamy, czatują ludzie między przystankami/Ludzie powinni mieć tylko same numerki, no bo po co w sumie nazwiska dla nich?" ("Rzuć kostką"). A kiedy nawija o "zmywaniu z ciał pocisków, na chwilę, bo po czasie wracają" albo rapuje "Mam nadzieję, że to miasto zawiści będzie chociaż ze mnie dumne trochę" wydaje się nad wyraz emocjonalny i ludzki. Dobrze posłuchać w końcu trzydziestolatka, który ma przemyślenia trzydziestolatka, potrafi się przyznać do własnych słabości, zdaje sobie sprawę z konieczności przewartościowania pewnych poglądów, a jednocześnie stawia na ciężką pracę i chce wycisnąć z życia jak najwięcej mimo trudnych doświadczeń.

"Poza" to album przemyślany i spójny. Warto zaznaczyć, że pierwszy singel zapowiadający krążek, znane już prawie od dwóch lat "Ile?" z gościnnym udziałem Bisza (w formie!), ostatecznie jest na tyle oderwane od pozostałych, że gospodarz upchnął ten utwór na zasadzie bonus tracka. Jasne, nie wszystko wyszło w stu procentach idealne: "Graosumiezerowej" ma ciekawe wersy, ale bit jest zupełnie przezroczysty, a pomysł na rapowanie z nałożonym auto-tune'em tylko irytuje. W "Ile?" pociągnięto to na całą zwrotkę gospodarza, przez co miejscami brzmi jakby rapował, próbując jednocześnie bulgotać z wodą w ustach. Kiedy z kolei auto-tune powinien pomóc wyciągnąć czysto śpiew w "Rzuć kostką", Klarenz zdecydował się nie używać efektu, pozostawiając nieprzyjemny fałsz zastygnięty w niechlujnym refrenie.

To jednak nie zmienia faktu, że mamy do czynienia z jedną z najlepszych rapowych płyt na naszym rynku w tym roku. Nie wystawiamy co prawda połówek, ale proszę, dopiszcie ją do mojej oceny. A przede wszystkim sprawdźcie "Pozę" i zamówcie ją, bo została wydana bez wsparcia wielkiej oficyny, a szkoda, aby taka pozycja przepadła w czeluściach internetu.

Klarenz, "Poza", wyd. własne

8/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Klarenz | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy