Reklama

Recenzja ​Jack White "Boarding House Reach": Zdrowo przekombinował

Jack White wydaje trzeci solowy album. Wrzuca do środka zestaw wprawek, pasaży, popisówek. Może to robi wrażenie, ale na tych, którzy Jacka nie znają. Ci co znają, wiedzą, że potrafi robić świetne, wpadające w ucho piosenki. Tu takich nie ma. Są albo szkice, albo przekombinowane twory. No i czego ten Jack się spodziewał? Że będą skakać, piać z zachwytu?

Jack White wydaje trzeci solowy album. Wrzuca do środka zestaw wprawek, pasaży, popisówek. Może to robi wrażenie, ale na tych, którzy Jacka nie znają. Ci co znają, wiedzą, że potrafi robić świetne, wpadające w ucho piosenki. Tu takich nie ma. Są albo szkice, albo przekombinowane twory. No i czego ten Jack się spodziewał? Że będą skakać, piać z zachwytu?
Jack White przez lata stał się swego rodzaju instytucją, wzorem /

Pierwszy z brzegu "Over and Over and Over" galopuje od samego początku w nieznanym kierunku. Zupełnie jakby White ścigał się z samym sobą, chcąc sobie udowodnić, że nadal potrafi. Ale co? Że energii mu nie brakuje? Że ma ciągle flow? Ale wszyscy to wiedzą, nie trzeba udowadniać kawałkami brzmiącymi jak fragmenty zwariowanego jam session. Z udziałem świetnego chórku, przy okazji.

Tym, za co go lubię i podziwiam, są pełne mocy rockowe kawałki z wyraźną perkusją i piekielnie przyciągającymi riffami. Te riffy bywały wręcz sensualne. Na dwóch poprzednich płytach White’a to właśnie tego typu single ciągnęły cały statek. "Love Interruption" z solowego debiutu "Blunderbuss" czy tytułowy kawałek z albumu "Lazaretto". Solowa działalność nie od dziś jest dla White’a odskocznią do przeprowadzania eksperymentów. Tym razem jednak zdrowo przekombinował.

Reklama

Fajnie, że pojawiają się wstawki wprowadzające nowy koloryt, takie jak perkusjonalia w "Corporation". Ale to nie jest wyścig - ile jeszcze wciśniemy do tego kawałka. Ja bym wolała, żeby wyciskał, ile się da, z prostych rozwiązań. W całym zestawie najmocniejszy jest gospelowy "Connected by Love", ten numer ma wszystko, za co lubię White’a. Dalej nie ma sensu szukać podobnie chwytliwych kawałków.

Kariera White’a zaczyna zjadać swój własny ogon. Chcąc grać dalej i dobrze, muzyk narzucił sobie dziwny rygor, którego wynikiem jest przekombinowanie. Na "Boarding House Reach" słychać je aż za bardzo. Umiar to jednak ważna sprawa.

Jack White przez lata stał się swego rodzaju instytucją, wzorem. A to niesie ze sobą pewne konsekwencje. Muzyk może sobie pozwolić na wiele - na najbardziej wymyślne eksperymenty, na wytaczanie sobie kolejnych ścieżek. Ale nie może popadać w nijakość.

Jack White "Boarding House Reach", Sonic Distribution

4/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jack White
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy