Reklama

Recenzja Gooral "Khabaya": Gooralu, czy ci nie żal?

Gooral ma swój styl. Od lat utrzymuje się na fali swojej "Karczmareczki" i bezobciachowego korzystania z polskiego, zwłaszcza góralskiego folkloru. Przepis Goorala na dobrą imprezę, to przyśpiewka wykonana ze swadą przez znajomego "Jontka", oprawiona drum'n'bassowym bitem albo house'ową stylistyką. Formuła ta sprawdza się świetnie w reaktywowanym Psio Crew, ale czy Gooral solo powinien brnąć w beskidzkie elektro? Co najmniej dwa utwory z nowej płyty muzyka udowadniają, że niekoniecznie.

Gooral ma swój styl. Od lat utrzymuje się na fali swojej "Karczmareczki" i bezobciachowego korzystania z polskiego, zwłaszcza góralskiego folkloru. Przepis Goorala na dobrą imprezę, to przyśpiewka wykonana ze swadą przez znajomego "Jontka", oprawiona drum'n'bassowym bitem albo house'ową stylistyką. Formuła ta sprawdza się świetnie w reaktywowanym Psio Crew, ale czy Gooral solo powinien brnąć w beskidzkie elektro? Co najmniej dwa utwory z nowej płyty muzyka udowadniają, że niekoniecznie.
"Khabaya" Goorala to zmarnowany potencjał /

To, że Gooral ma góralskie, a właściwie folkowe ciągoty trudno ukryć. Chwali mu się to promowanie beskidzkiej góralszczyzny już od 2004 roku, kiedy z Maciejem "Kamerem" Szymonowiczem założyli unikatowe i fenomenalne Psio Crew. Debiutancka płyta projektu - "Szumi Jawor Sound System" - była świeża i porywająca. Myślę jednak, że sukces "Jawora" polegał nie tylko na samym elektronicznym opracowaniu folkloru z Beskidu Żywieckiego, ale przede wszystkim na fuzji - żywej muzyki gór z elektroniką, instrumentów pasterskich z syntezatorami, góralskiego dowcipu z klubową imprezą.

Reklama

Gooral w wersji solowej ma zadanie utrudnione i od kilku lat porusza się na granicy - między folk-elektroniką z przymrużeniem oka i przaśnej muzyki jarmarcznej. Na "Ethno Electro" ideę zrozumiałam - z przebojami takimi, jak "Karczmareczka" i "Krywaniu" się nie dyskutuje. W projekcie Goorala z Mazowszem ciekawe było osadzenie produkcji na brzmieniu legendarnego potężnego chóru. Ale już ostatnie "Better Place" pokazało niestety, że Gooralowi kończą się pomysły i efekty. "Khabaya" jawiło się więc, jako wyjście z marazmu - i trochę się to Mateuszowi udało. Zabrakło tylko... odwagi.

Tytułowa "Khabaya" wzięła mnie totalnie. Może nie jest to produkcja wybitna, może odstaje od nowoczesnych trendów i pewnie niektórzy mają już dość płaskich kobiecych wokali na tle poszatkowanego podkładu. Jest jednak w "Khabayi" coś uroczego, bezczelnego, młodzieńczego i buńczucznego. Ta rozstrojona gitarka, która towarzyszy nam przez cały utwór, to luzackie pogwizdywanie i w końcu wokal Adrianny Styrcz, który zainteresuje wszystkich tęskniących za Kathrin deBoer i Belleruche.

"Khabaya" zapowiadała zupełnie nowy rozdział i nowe brzmienie u Goorala - odważne i oderwane od wcześniejszych projektów. Nadzieję podsyciło jeszcze nieco trip-hopowe "Disfuntkion" ze skrzeczącym basem, odsłaniającym dubstepowe inspiracje Goorala. Tu melodia i rozmarzony sposób śpiewu Adrianny zdradza fascynacje Górskiego mistrzami mrocznych gatunków - Massive Attack czy Lamb. Piosenka płynnie przechodzi w nieco żywsze "F.E.A.R" z gościnnym udziałem Anny "Bajki" Antonik - niestety kolejna wokalna gwiazda z "X Factora" nie miała szans uratować nijakiej kompozycji. Po tej elektro-soulowej próbie Gooral ostatecznie pogrzebał swoje "nowatorstwo" wracając na stare dobre tory folkowe.

"U Dunaja", "Ohoho" i "Spod tego jawora" to utwory wciśnięte na siłę pomiędzy nowsze, bardziej klubowe produkcje. Piosenki, którymi Gooral usiłuje udowodnić, że wciąż jest Gooralem. Tylko, że od muzyka z takim doświadczeniem i dorobkiem oczekiwałam czegoś więcej. Bardziej ambitnego i zwartego podejścia do tematu. Niestety - Gooral po raz kolejny dokleił góralskie melodie do najprostszych, wręcz przestarzale brzmiących podkładów. I chociaż na koniec płyty dołożył jeszcze kilka angielskojęzycznych utworów z wokalistkami "X Factora", to niesmak pozostaje. Trzema pseudo-góralskimi piosenkami Gooral zdradził, że brakuje mu albo pomysłu, albo odwagi albo po prostu obycia w świecie nowej muzyki elektronicznej.

Lubię Goorala bardzo. Szanuję za jego różne pomysły i wytrwałość we wprowadzaniu góralskiego folkloru na klubowe parkiety i sceny największych muzycznych festiwali. Na Mateuszu spoczywa jednak spora odpowiedzialność - to od niego sporo imprezowiczów po raz pierwszy usłyszy góralskie przyśpiewki i to z jego produkcjami niejeden młody człowiek kojarzyć będzie "folk". Czy powinien on być traktowany tak bardzo po macoszemu, spłycany i sprowadzany do roli "jakiegoś" sampla? To tylko jedno z pytań, które nasuwają mi się przy słuchaniu "Khabaya". Drugim, bardzo istotnym jest: "Gooralu, czy ci nie żal?". Nie żal ci potencjału, pomysłów, energii, którą włożyłeś w super "Khabayę" na te niedopracowane i zupełnie - nie bójmy się tego powiedzieć - przeciętne produkcje? Nie żal ci świetnych wokalistek, z których mogłeś wyciągnąć całe oceany emocji i brzmień? Ponoć "Khabaya" powstawała długo - to słychać. Brak konsekwencji i pomysłu na tę płytę aż bije po uszach. Ale jestem pewna, że podczas występów na żywo Gooral porwie publiczność - bo to świetny showman jest i bardzo fajny człowiek. Tylko trochę więcej muzycznej odwagi by się przydało...

Gooral "Khabaya", Karrot Komando

4/10


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Gooral | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy