Reklama

Recenzja Gerard Way "Hesitant Alien": A cło przy imporcie zapłacił?

Znacie go jako tego, co z konturówką na oczach krzycząc-płakał w gimbazowym My Chemical Romance. Jak Gerard Way radzi sobie na swoim?

Jedno widać na pierwszy rzut oka. Pomysł na okładkę podwędził Bowiemu ("Heroes"). Nie jest to jednak akt plagiaryzmu, ale raczej deklaracja, że na solówce Wayowi bardziej, niż dotąd, po drodze z muzyką brytyjską. Otwiera dobrym, nerwowym "The Bureau", które faktycznie, klimatem i produkcją, przywodzi odrobinę na myśl berliński okres Bowiego. Dobry strzał. W "Action Cat" wraca na stare śmieci. Stare szczególnie, że drive numeru przypomina mi Misfits jeszcze z danzigowskiego okresu, z refrenem w stylu Blink 182 i gitarami z okolic Pixies. Numer to ewidentnie cheerleadersko-szkolny. Choć napisany - przyznaję bez bicia - bardzo fajnie.

Reklama

"No Shows" to gitary rodem z T-Rex i shoegaze'owo podciągnięty refren. Znów bez pudła. "Brother" eksploruje klimaty brit popu. Wczesno-środkowe Muse, powiedzmy, co akurat referencją dobrą nie jest. Muse'owskie wstawki - niemożliwie pompatyczne - ciągną też do ziemi skądinąd niezły "How It's Going to Be". "Millions" to cure'owskie gitary i pixiesowa melodia. Na wskroś pixiesowy jest też "Zero Zero" - jeden z najmocniejszych punktów płyty. Złe to, zagniewane, wściekłe, brudne i rockowe. Gerard Way nie płacze już w kącie jak emo-chłopiec, tylko wścieka się jak na prawdziwego rockmana przystało. Brawo.

Świetnie i znowu hałaśliwie i garażowo brzmi też "Juarez", choć tu wpływy kalifornijskiego (i nowojorskiego - sic!) punka są aż nadto słyszalne. Wokalnie z kolei Way ociera się tu o młodego Corgana. "Drugstore Perfume" to z kolei balladka, którą w epoce brit popu NME wychwalałoby pod niebiosa. "Get the Gang Together" namecheckuje Hole, Smashing Pumpkins i może nawet Queen Adreenę.

Numery na tę płytę Way pisał ponoć podczas ostatnich sesji nagraniowych MCR. I wydaje się, że pomylił szuflady. Zamiast z tej z napisem "nagrać", wziął wtedy z tej z napisem "wyrzucić". To, co znajduje się na solówce jest bowiem bez porównania lepsze i dojrzalsze, niż cokolwiek zrobił z zespołem. Zniknęły prawie wszystkie ślady mall-goth (goci z galerii handlowej), jak złośliwie mówiło się o twórczości MCR. Przedziwne, jak skutecznie Way sam się zaimportował do UK. Gdyby nie wiedzieć, kto zacz, spokojnie można byłoby spytać, czy jego babka mieszka w niewielkim georgiańskim domku gdzieś w Northampton i czy on sam, za gówniarza, nie spędzał aby wakacji w Dover, próbując dorzucić kamieniem do jakiejś francuskiej szyby w Calais. Cholernie zręczne to udawanie. I, jeśli faktycznie na takiej muzyce rósł nam Gerard, wcale nie takie podejrzane etycznie. Nigdy nie spodziewałbym się, że napiszę coś takiego o płycie wokalisty MCR, ale "Hesitant Alien" jest naprawdę fajne. Naprawdę.

Gerard Way "Hesitant Alien" Warner Music Poland

7/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach Interii!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Gerard Way | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy