Reklama

Recenzja Bon Jovi "This House Is Not for Sale": Parszywa trzynastka

Z tonącego statku to i Sambora ucieknie. Choć Bon Jovi dziś to w sumie już nawet nie tonący statek, a istny muzyczny Kursk.

Z tonącego statku to i Sambora ucieknie. Choć Bon Jovi dziś to w sumie już nawet nie tonący statek, a istny muzyczny Kursk.
"This House Is Not for Sale" grupy Bon Jovi to jednowymiarowa kapuściana (pop)rockowa siermięga /

Głęboko pod wodą. Brakuje powietrza. Wiecie, że niedługo zaczniecie się dusić. Czy przyjdzie pomoc? Czy ktoś Was uratuje? Podobne wrażenie ma się przy odsłuchu nowego dzieła Jona Bon Jovi. Z tym, że na Kursku może niekoniecznie unosił się ciężki zapach gotowanej kapusty. Co numer, to solidna chochla owej. I to niespecjalnie doprawiona winem, śliwką, czy mięsem z dzika. Raczej jednowymiarowa kapuściana (pop)rockowa siermięga.

Można się wyzłośliwiać, że Bon Jovi szczególnie rockowi nigdy nie byli. Ot, polukrowani chłopcy grający sobie sleaze w epoce, gdy wszyscy grali sleaze. Tapiry, damskie fatałaszki, świecenie sobolami na klatach. Standard. Z tym, że nawet w takim śliskim standardzie, w kategorii hitogenności Bon Jovi byli szybkostrzelni, jak współczesne im "Ramba" i "Commanda", a przy całej naiwności takich "Slippery When Wet", czy "Keep the Faith" było tam przy czym nóżką w glebę pukać. Ba, właściwie wszystkie pięć pierwszych płyt zespołu to kopalnia hitów. A potem co? A no właśnie...

Reklama

XXI wiek, ze startem w postaci "Crush" było niby próbą odnowienia formuły muzycznej zespołu. W istocie stało się autoparodystycznym lotem koszącym ku miałkiemu pop-rockowi. Nieinaczej na trzynastym albumie. Trzynastym, a zarazem pierwszym nagranym bez Richiego Sambory, który odszedł, bo oficjalnie chciał zająć się swoją córką, a nieoficjalnie zajmował się odwykami. Kosa między nim, a Jonem ponoć co prawda jest już historią, ale "This House" to pierwsze nagranie zespołu, w którym Sambora nie uczestniczył. Zmieniło to niewiele. A już na pewno nie na lepsze.

To, co zespół nagrał jest ponownie nieciekawym zbiorkiem toporem z metra ciętych pompowanych w studiu pop-rockowych koszmarków, których nośność działa na wykalkulowanej zasadzie, że z upbeatowym, zdobnym w chórki refrenem publiczność i stacje radiowe przyjmą wszystko. Czyli kapucha z ketchupem. Dużo ketchupu, bo kapucha nieświeża. Gargantuiczny obraz tego mechanizmu mamy już w otwierającym płytę numerze tytułowym.

Oddać sprawiedliwość trzeba: są tu ze trzy całkiem niezłe numery. "The Devil's In the Temple", "Knockout", czy "New Year's Day" (choć mechanizm z poprzedniego akapitu hula w dwóch z nich w najlepsze). Ale to raczej niewiele, jak na pełnowymiarowy album tak przebojowego ongiś zespołu. Inna rzecz, że już nawet ballady Jonowi nie wychodzą. I ma się ogólne wrażenie, że napisał w sumie trzy kawałki, a potem kombinował jak je pociąć i na powrót posklejać, żeby wyciągnąć dwanaście. Ciągnie się to i dłuży niemiłosiernie. Bieda, Panie Bongiovi, bieda!

Sprawdź tekst "Knockout" w serwisie Teksciory.pl!

Produkcją płyty znów zajął się John Shanks, czyli dokładnie ten sam facet, który wysmażył im nieszczęsny "Have a Nice Day". Dodatkowo to ów właśnie nagrał ogromną część partii gitar. I to słychać. Słychać różnicę między zniuansowanym jednak w swojej grze Samborą, który potrafił wypuścić się w rejony różnych tradycji amerykańskiej muzyki i studyjnym chłopcem do wynajęcia z muzyczną wyobraźnią równie kwadratową, co kocia kuweta. Co z tego, że gdzieś w tle pojawiają się wątki z folku, czy country, skoro Shanks swoim radio-friendly nastawieniem spiłowuje każdy pomysł do poziomu nierozróżnialnej papki, ewentualnie próbuje (a jakże - gitary) robić wszystko, żeby Bon Jovi brzmieli jak klon współczesnego U2?

To płyta słaba na tak wielu płaszczyznach, że ani jej bronić, ani nawet czerpać samozadowolenia z krytyki. Kapucha z ketchupem. Na całą klatkę. Sąsiedzi już dzwonią na straż miejską, że pewnie gdzieś trup gnije.

Bon Jovi "This House Is Not for Sale", Universal Music Polska

3/10

Sprawdź tekst "This House Is Not for Sale" w serwisie Teksciory.pl!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Bon Jovi | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy