Reklama

Prawie jak ich idole

Pendulum "Immersion", Warner

Newage'owa okładka nowej płyty Pendulum, przedstawiająca nagą parę pląsającą pod wodą, niestety dość wiernie oddaje charakter zawartości - zbyt dużo tu udającego głębię banału, zbyt wiele lania wody w miejsce kompozycji.

Ambicje Pendulum można odgadnąć po tym, jakich zaprosili gości. Z jednej strony chcą być uważani za godnych następców The Prodigy, więc nie dziwi ani obecność Liama Howletta jako współkompozytora jednej z piosenek, ani fakt, że nie odbiega ona zbytnio od autorskich utworów Australijczyków, w których The Prodigy udają. A tych jest na płycie najwięcej. Podobne rytmy, intensywność i potęga przekazu - niby wszystko się zgadza...

Reklama

Różnica polega na tym, że Anglicy mają w sobie zadziorność i brud punka, mają rave'owe szaleństwo, a Pendulum gładkie, bombastyczne brzmienia i toporne melodie importują raczej z Ibizy i niemieckich dyskotek, niż obskurnych klubów Londynu. Poza tym, The Prodigy, nawet kiedy inspiracji im nie starczało, nie zniżyliby się do utworu tak kiepskiego jak "The Island - Pt. I (Dawn)" (druga część znacznie lepsza, nie tylko przez to, że bardziej dynamiczna, ale też dlatego, że mniej w niej płaczliwych partii wokalnych Roba), choćby miał im zapewnić obecność na playlistach wszystkich radiostacji świata.

Jest też utwór "Self vs Self", w którym Pendulum przyznają się, nie po raz pierwszy, do swoich fascynacji muzyką metalową. Szkoda tylko, że goście - czyli mistrzowie melodyjnego death metalu z In Flames - zupełnie zdominowali ten, przeciętny skądinąd, numer. Mówiąc szczerze, bez żadnych przeróbek mógłby on trafić na regularną płytę Szwedów. Automat perkusyjny? Elektroniczne przeszkadzajki tu i ówdzie? Nie takie rzeczy In Flames już grali.

Jest jeszcze "The Fountain", czyli dyskoteka z progresywnymi ambicjami i gościnnym udziałem Stevena Wilsona z Porcupine Tree. Refren chwytliwy, ale poza tym ta okropnie pompatyczna - nawet jak na możliwości Pendulum - piosenka jest żywym dowodem na to, że nie wszystkie gatunki muzyczne trzeba łączyć i nie każde zaproszenie do współpracy przyjmować.

Pendulum byli i wciąż pozostają dla mnie zagadką. Nie jestem pewien, czy to zespół, który ma na siebie pomysł i zostanie z nami na dłużej, czy muzyczni oszuści, którzy kopiują kogo popadnie, mieszają to w jednym garze i tylko dlatego grają na wielkich scenach, że The Prodigy (i Scooter) ten termin już mieli zarezerwowany. "Immersion" wyjaśnienia nie przyniosło. Poczekam do następnej płyty.

5/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: prodigy | the prodigy | idole | Pendulum
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy