Reklama

Placebo "Loud Like Love": Banały na Polach Elizejskich (recenzja)

Czy recenzenci płyt mają prawo domagać się dodatków za pracę w ciężkich warunkach? Albumy takie jak "Loud Like Love" Placebo powodują, że odpowiedź na tak postawione pytanie może być tylko jedna.

Już pierwsze dźwięki "Loud Like Love" brzmią jak sygnał alarmowy. Riff tytułowej piosenki, bo ona otwiera cały album, mógłby z sukcesem śmiało powalczyć w kategorii na najbanalniejsze rozpoczęcie płyty w historii muzyki rockowej.

Równie zawstydzający jest singel "To Many Friends". Podmiot liryczny utworu żali się na komputer, ponieważ maszyna scharakteryzowała bohatera piosenki jako geja. Ten - za karę - wyrzuca laptopa do kosza na śmieci, ale czyni to nie byle gdzie, bo na samych Polach Elizejskich.

Reszta tekstu piosenki to Brian Molko załamujący ręce nad współczesną s@motnością młodzieży w sieci. A sam utwór muzycznie wspaniale pokazuje w czym tkwi największy problem "Loud Like Love". Przeciętność piosenek, które nawet jeśli potrafią na dłużej zaistnieć w głowie, to jednak zostały bestialsko rozwodnione w elektroniczno-popowym płynie. Na "Loud Like Love" nie ma ani tej romantycznej szorstkości, która była atutem pierwszych trzech płyt Placebo ("Placebo", "Without You I'm Nothing" i "Black Market Music"), ani też klasy - umiarkowanej, ale jednak klasy - piosenek z "Sleeping With Ghosts" czy nawet "Meds". Sumując, "Loud Like Love" staje w szranki z "Battle For The Sun" o miano najgorszej płyty Placebo.

Reklama

Trudno uciec wrażeniu, że od jakiegoś czasu Brian Molko komponuje piosenki Placebo mimowolnie i bezwiednie. Numery z "Loud Like Love", pomimo upaprania ich w pseudo nowoczesnych dźwiękach (pseudo, bo rodem z końca lat 90.), brzmią jakby artysta tworzył je zbyt intensywnie myśląc o fanach zespołu. A wspomniane elektroniczne ubarwiacze mają dawać liderowi Placebo alibi, że niby tworzy coś nowego i świeżego. Jest wręcz przeciwnie.

I jeszcze głos Briana Molko... Czyżby jemu samemu nie chciał się śpiewać piosenek Placebo, bo jego wokal brzmi jakby robił to pod przymusem? Czyżby zmuszał się do śpiewania utworów skierowanych do nastolatków, kiedy sam przecież przekroczył już czterdziestkę?

Zresztą, rozszerzająco interpretując tekst utworu "Bosco", odpowiedź na to pytanie pada z ust samego wokalisty Placebo. "I used to go and write a song from my heart, but now I feel I've lost my spark" ("Kiedyś pisałem piosenki prosto z serca / Teraz czuję jakby stracił iskrę") - śpiewa zmęczonym głosem.

Rzeczywiście, "Loud Like Love" to album pozbawiony choćby jednej iskierki. Ale dla wiernych fanów, a Placebo ma szaleńczo wiernych fanów ze wszystkimi tego konsekwencjami, ten album będzie na pewno płytą roku 2013. Słuchając albumu trudno jednak uwierzyć, że Placebo na początku kariery otrzymali błogosławieństwo od samego Davida Bowiego. Ciekawe, czy jemu podoba się "Loud Like Love"?

Placebo "Loud Like Love", Universal Music Polska

4/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: recenzja | Placebo | Love
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy