Reklama

Mgła "Age Of Excuse": Nie ma przebacz [RECENZJA]

Bez wielkich zapowiedzi krakowska Mgła wrzuciła swój nowy album do sieci i błyskawicznie porwała słuchaczy. Tak doskonałe albumy nie potrzebują promocji: są świetnym dowodem na to, że w dzisiejszych czasach muzyka dalej może bronić się sama.

Bez wielkich zapowiedzi krakowska Mgła wrzuciła swój nowy album do sieci i błyskawicznie porwała słuchaczy. Tak doskonałe albumy nie potrzebują promocji: są świetnym dowodem na to, że w dzisiejszych czasach muzyka dalej może bronić się sama.
Okładka płyty "Age Of Excuse" grupy Mgła /

Jeszcze kilka dobrych lat temu wydawało się, że black metal to gatunek na tyle wyeksploatowany, że trudno będzie jeszcze w jego ramach stworzyć nową jakość. Owszem, były eksperymenty pokroju Deafheaven, które czerpały ze stylistyki, ale okazała się ona na tyle odległa od korzeni, że stworzono dla niej zupełnie odrębną etykietkę. A jednak brzmieniowy hermetyzm black metalu nie jest dziś już czymś tak oczywistym: wystarczy przypomnieć sobie ostatnie pozycje takich zespołów jak Mord'A'Stigmata czy Entropia, które na ostatnich albumach chętnie wplatały elementy elektroniczne, jednocześnie nie odchodząc zbytnio od korzeni.

Reklama

Zupełnie fascynujące są zresztą te drogi, w które zmierzają rodzimi blackmetalowcy: Furia sięga po napompowaną psychodelię, In Twilight's Embrace inspiruje się rodzimą literaturą romantyczną. A co w tym czasie robi Mgła? No właśnie. Będąc - od strony brzmienia - najbliżej black metalowego źródła, nagrywa kolejne arcydzieło w swojej karierze.

Kolejne, bo wydawałoby się, że perfekcyjne, wypuszczone cztery lata temu "Exercises in Futility" to pozycja nie do przebicia. Nic bardziej mylnego. Krytycy mogą zarzucić "Age of Excuse", że jest kolejnym etapem rozwijania pomysłów, które Mgła eksploruje od czasów "With Hearts Toward None", ale udoskonalenie formuły, która i tak wydaje się dopieszczona do granic możliwości, to spora sztuka. Krakowskiemu zespołowi z pewnością się udała.

Dobrze, dobrze, ale o co właściwie chodzi? Dlaczego "Age of Excuse" jest tak udane? Cóż, jak to bywa z ideałami, chodzi o składowe, które sprawiają, że ta iskra wypala w odpowiednim momencie. Mamy więc precyzyjne bębny Darkside'a zatopione w morderczych tempach, w których to pędząca do przodu podwójna stopa krzyżuje się z piwnicznymi werblami oraz odbieraną nieco jazzowo grą na talerzach (szczególnie to, co dzieje się z ride'ami chociażby pod koniec pierwszego utworu). Przy tym, co się dzieje w "Age of Excuse III" i "Age of Excuse IV" mam pewność, co do jednego: Darkside musi być maszyną, bo ludzie tak nie grają.

Ponadto mamy zdarty (i chyba silniejszy niż kiedykolwiek) wokal M., wykrzykujący dobrze napisane - nawet jeśli miejscami sprawiające wrażenie pompatycznych - teksty o nieustannie powtarzanych błędach historii, utraconych nadziejach, nieistotności istnienia człowieka, upadłych rewolucjach i tragedii ludzkiej natury. Mimo uniwersalności poruszanych tematów, czuć w tym multum emocji: M. jawi się na "Age of Excuse" jako obserwator świata, którego zapowiedzi o upadku można skwitować jedynie pytaniem "kiedy?". To działa, szczególnie gdy mamy do czynienia z tak dobrym pisaniem kompozycji.

Kiedy w "Age of Excuse I" nisko osadzone riffy zasłaniane przez piekielne bębny nagle zmieniają się w melodyjne, pachnące post-rockiem gitarowe mgły, już wiadomo, że mamy do czynienia z czymś absolutnie wyjątkowym. Współpraca gitary z bębnami w trzecim numerze brzmi jak zapowiedź apokalipsy, szczególnie gdy gitary wchodzą w wyższe rejestry, które pozwalają sobie wyobrazić, że tak mogłyby brzmieć trąby, gdyby wymyślili je faceci z corpse paint na twarzy, przebywający całe dnie w norweskich lasach.

Taka "piątka" z jednej strony wyraźnie gra wolniej niż reszta, a najbardziej zaskakuje stosunkowo - jak ja nienawidzę tego określenia, ale nie umiem znaleźć innego - wpadającą w ucho, ergo: przebojową partią gitary. W takiej "szóstce" schodzące nisko i zwalniające całą kompozycję riffy, które pozwalają odpocząć od zagęszczonej rytmiki, są kontrastowane przez gitary grające na wyższych oktawach. Tak, tu grają szczegóły, przy czym warto im poświęcać uwagę, bo to one wynagradzają najbardziej słuchacza.

To jasne, że "Age of Excuse" to album chłodny, nieprzyjazny, duszny. Jednocześnie hipnotyzuje, poraża klimatem, wciąga od samego początku i nie daje puścić do końca. W ekstremalnym gitarowym graniu trudno będzie w tym roku znaleźć coś lepszego, a w i ostatnich latach to zdecydowanie jedna z najciekawszych metalowych pozycji. Co więcej mogę dodać? Pozostaje mi wyłącznie wystawienie maksymalnej oceny i postawienie kropki z poczuciem satysfakcji. Na takie albumy warto czekać.

Mgła "Age of Excuse", No Solace Records/Northern Heritage Records

10/10


INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Mgła | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama