Reklama

Księżniczka Estella

Estelle "All Of Me", Warner Music Poland

Brytyjska wokalistka Estelle zdążyła już wielokrotnie pokazać, że ze swoim niecodziennym głosem jest w stanie mocno namieszać. Laureatka Grammy za singel "American Boy" z Kanye Westem wróciła z trzecią płytą, która niestety pokazuje, że artystka niespecjalnie radzi sobie ze swoim talentem.

Po pierwsze rozstrzał stylistyczny tego albumu jest tak duży, że płyta się po prostu rozjeżdża i brzmi jak składanka wydana przez mainstreamowe radio, a nie jak spójny album zdolnej wokalistki. Na "All Of Me" znalazło się zarówno miejsce dla klubowego zakalca z Chrisem Brownem i Trey Songzem i romantycznej ballady w której Estelle i Rick Ross umizgują się do siebie nieznośnie. Jest też "Thank You" w klipie do którego gwiazda chciała wyglądać jak Aretha Franklin, ale śpiewa trzy klasy gorzej i na dodatek położyła na wokal jakiś okropny syntetyczny efekt. Podobnie wygląda sprawa z "Back To Love", które garściami czerpie z ostatniej płyty Whitney Houston, ale nijak nie dorównuje poziomem. Jeśli ktoś spodziewał się po Estelle kroku naprzód, to może doszukiwać się go jedynie w kategoriach ulegania namowom szefów Atlantic Records i braku klarownej wizji swojej własnej płyty.

Reklama

Są tu jednak numery przypominające o tym jak Estelle potrafiła brzmieć i jak mogłaby brzmieć nadal. "Cold Crush" jest oczywiście naiwny tak jak i cała płyta, ale muzyczny pomysł Book & Bronze, aby wrócić na chwilę do lat 80. z nowymi możliwościami, sprawia, że tego chce się słuchać. Kiedy już album zaczyna niecierpliwić najbardziej, nie pożałują też ci, którzy sprawdzą dwa ostatnie kawałki. "Speak Ya Mind" na podkładzie Tha Bizness ma w sobie przebojowość, która do Estelle pasuje naturalnie. Podobnie prezentuje się hymn niezależnych kobiet z gościnnym udziałem chwalonej zewsząd Janelle Monae. Czyli można było lepiej? Zdecydowanie tak.

Estelle w numerze z szefem rapowego Maybach Music Group śpiewa "I can be so pretentious, but he likes, we're all the same" i przy takim założeniu chyba powstawało "All Of Me". To płyta chwilami tak uderzająco oczywista i zwyczajnie denerwująca, że chciałoby się powiedzieć Estelle, że jeśli teksty to wszystko co ma do powiedzenia, to niech lepiej poszuka sobie dobrych tekściarzy. I producentów. Jeśli ktoś bardzo lubi radiowe piosenki, które są emitowane w godzinach porannych z pewnością zachwyci się "Wonderful Life" albo "Love The Way We Used To", ale to nie są dokonania na miarę talentu Estelle.

Artystki, która na swojej trzeciej płycie popada w samozachwyt, karmi słuchacza bolesnym wręcz banałem i absolutnie nie jest w stanie uczynić przez swój wokal albumu spójnym. Ot kilka bardzo przyzwoitych kawałków rzuconych w furę nietrafionych eksperymentów i mnóstwo skitów, które chyba miały budować klimat całości, ale całość niestety nie istnieje. Spore rozczarowanie.

4/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama