Reklama

Król "Nielot". Striptiz monarchy (recenzja)

Król nie jest jeszcze nagi. Ale trochę się tą płytą obnaża - jako muzyk, tekściarz i strateg, któremu przyjdzie jeszcze parę kroków w branży postawić.

Błażej Król rządził jeszcze w czasach zespołu Kawałek Kulki. Jako, że ten aż nazbyt artystyczny amalgamat gatunków to nie były bliskie mi terytoria, to zauważyłem ten fakt z opóźnieniem, po czasie. Za to po debiucie tworzonego z Maurycym Kiebzakiem-Górskim projektu UL/KR byłem już gotów składać mu hołd zaledwie dzień po premierze. Ależ to była płyta - boleśnie szczera, bardzo naturalnie w swoim brzmieniu nawiązująca do tego co się w muzyce mikrogatunków na świecie działo, zdolna w przeciągu dwudziestu minut zaciemnić człowiekowi całe niebo. Niszcząca po pierwszym przesłuchaniu, kryjąca przy tym coś na następne.

Reklama

Zeszłoroczne "Ament" nie miało co prawda takiej siły rażenia, niemniej królewska pozycja i tak była niezagrożona. Album miał sporo innych niż poprzednio rozwiązań, ale utrzymywał swój rytm, gromiąc znienacka wieloma świetnie napisanymi wersami. Niestety Ulicę Krokodyli (tak rozszyfrowuje się nazwę UL/KR) po tym remoncie zamknięto. Błażej wziął całą władzę w swoje ręce, powstał "Nielot". I to jest właśnie ten moment, kiedy mam ochotę na trochę anarchii.

"Ja królewski ulubieniec" puszy się na dzień dobry artysta, a w tle rozbrzmiewa muzyka, której bliżej do Stinga niż do tego, co jeszcze dwa lata temu tworzył z Maurycym. Potem jest trochę lepiej, tylko że przy całej oszczędności brzmienia, tych wszystkich teatralnych wyciszeniach, odbiorca ma wrażenie, że zagrano i powiedziano za dużo, za dosłownie, za banalnie. Straszy naiwna, elektronika lat 80., ta spod znaku Kombi i Bilińskiego, silna tajemnicą, którą dawno już rozwikłano. A w wokalach tyle nadekspresji, jakby sam twórca miał zaraz wyryczeć z gardła "Zaopiekuj się mną". Gdzie twoje berło, Królu? Co to za pachnące naftaliną, wygryzione przez mole szaty?

Z patosu wyłaniają się melodie, które trudno lubić i teksty, których nie sposób szanować, bo albo rozbuchane, albo prozaiczne do przesady. Błażej uprzedza, że przyjdzie z "hałasem rozgniewanego morza, sykiem ciekłego ognia i skowytem kotek w rui", "dotkliwym żarem wściekłego słońca". Zastanawia się czy "męczyć się w gryzącym swetrze" czy może "połknąć czy zająć się żuciem". Aż chce się zaniechać odsłuchu, czego zresztą zrobić nie można, bo szkoda by było zostawionego na koniec, idealnego na czas miotających się w niepewności, przestraszonych życiem pokoleń singla "Szczenię" - zapowiadał świetny materiał, również muzycznie. Tyle, że dzieje się w nim zdecydowanie więcej niż na reszcie minialbumu.

Dobrze prezentuje się jeszcze najbardziej alternatywne na krążku, bliższe "Ament" niż innym nowym kompozycjom "Wczoraj". "Powiedz im, że nie chcesz / a ja powiem, że nie umiem" to bardzo zręczne zamknięcie. Dobrze wiedzieć, że autor nie zapomniał jak się pisze takie wieloznaczne, niedopowiedziane linijki. Szkoda, że nie napisał ich więcej.

"Nielot" to płyta tak nabrzmiała, że aż kusi, żeby ją przeciąć. Zamiast poruszać, przede wszystkim irytuje. Strzępki nowej fali w wodnistym sosie po UL/KR, sentymenty, konsternujące często linijki podawane z manierą wieszcza, to wszystko prezentuje się niczym przepoczwarzanie artysty w coś wiele piękniejszego. Oby rzeczywiście tak było, bo póki co zostaje słuchanie starych płyt. Król chwilowo oddał władzę.

Król "Nielot", Thin Man Records

4/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: KRÓL | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy