Reklama

Killer Be Killed "Killer Be Killed": Bez piętna supergrupy (recenzja)

Supergrupy bywają super jedynie z nazwy. O tym, że nazwiska nie grają, wiedzą nie tylko kibice. Nadzieje pokładane w muzycznych dreamteamach często okazują się rozczarowaniem, wynikającym z wygórowanych oczekiwań, jednorazowości przedsięwzięcia bądź chęci szybkiego zarobku o zapachu źle spłukanej toalety. Międzynarodowy kolektyw Killer Be Killed budził podobne obawy.

Współpraca Brazylijczyka Maksa Cavalery (wokal / gitara; Soulfly, eks-Sepultura) z Gregiem Puciato (wokal / gitara) z amerykańskiego The Dillinger Escape Plan, miała swą genezę w 2010 roku, kiedy to singel "Rise Of The Fallen" okazał się najchętniej ściąganym z sieci utworem w historii Soulfly. Stworzenie czegoś na kształt Nailbomb, projektu Cavalery i Aleksa Newporta z Fudge Tunnel z lat 90., pozostawało kwestią czasu.

Spodziewany amalgamat methmetalowych wybuchów i melodyjnych refrenów The Dillinger Escape Plan z jaskiniowymi, thrash / groovemetalowymi proweniencjami Maksa Cavalery nie wróżył najlepiej, zaś skaperowanie do spółki Troya Sandersa, grającego na basie wokalisty prog / sludge'owego Mastodon i perkusisty Dave'a Elitcha, którego portfolio sięga od progresywnego The Mars Volta przez Justina Timberlake po Miley Cyrus, wzbudzało przerażenie nie mniejsze niż u pewnego studenta z opowiadania "Muzyka Ericha Zanna" H.P. Lovecrafta. Czy to w ogóle mogło się udać? A jednak!

Reklama

Największa siła "Killer Be Killer" tkwi bowiem w kapitalnym połączeniu poszczególnych elementów. Uczynienie monolitu z projektu o tak mnogiej osobowości graniczyło z cudem, w który - podejmując tak duże ryzyko - z pewnością należało wierzyć. Jeśli dodamy do tego fakt, że materiał zawarty na debiucie Killer Be Killed to zbór naprawdę świetnych utworów, początkowe obawy zmieniają się w szczery podziw. O zbieraninie przypadkowych utworów nie może być mowy. Czego my tu nie mamy.

Żwawy hardcore / punk ("Snakes Of Jehova") miesza się z masywnym groove'em ("Face Down"), a nawet - za przeproszeniem - nu-metalem ("Fire To Your Flag") i speed / thrashem ("I.E.D.", "Curb Crusher"); smolisty ciężar Black Sabbath i Celtic Frost ("Twelve Labors") rozświetla ożywcza melodyjność ("Dust Into Darkness"), zaś kończący "Forbidden Fire" łączy astralny oniryzm "Planet Caravan" z gitarowym walcem na miarę nowoorleańskich ciężarowców z Crowbar, Down i Eyehategod, a wszystko to przenika się z niebywałą gracją na tle wokalnego triumwiratu nierzadko bardzo melodyjnie śpiewającego Puciato (plus pattonowskie dychotomie), genialnego croonera z Mastodon i ryczącego Calavery, z których to dwaj pierwsi grają często pierwszoplanowe role. W tym zestawieniu nieco mniej przekonująco wypada chyba tylko miarowy, stonowany "Melting Of My Marrow".

Na osobną uwagę zasługują za to futurystyczny, przepiękny "Save The Robots" - zaginiony bękart Tool i Daft Punk (vocoder) na imprezie u Cynic, z jednym z wielu perkusyjnych popisów Elitcha; oraz rozpoczynający płytę "Wings Of Feather And Wax" - numer, który choć w partiach Maksa mocno przypomina starą, dobrą Sepulturę, w refrenach Puciato atakuje chwytliwością pokroju Fall Out Boy i Good Charlotte, z jaką po raz ostatni spotkałem się - w okołometalowych rewirach - u innej supergrupy The Damned Things. Reprezentatywność tego kawałka dla całej pyty jest jednak wątpliwa.

"Killer Be Killed" okazuje się zatem nie tyle materiałem stworzonym przez słynnych muzyków, którym udało się sprostać zadaniu, a zbiorem zapadających w pamięć utworów, które bronią się same. Dla każdej supergrupy - rzecz bezcenna.

Killer Be Killed "Killer Be Killed", Warner

8/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Killer Be Killed | recenzja | metal
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy