Reklama

Hurt u psychoanalityka

Hurt "Hurt", My Music

18 lat istnienia i dziewięć studyjnych albumów Hurtu to wynik, który zasługuje na szacunek. Tym bardziej, że do 2005 roku wywodzący się ze sceny punkowej zespół Maćka Kurowickiego w powszechnej świadomości właściwie nie istniał. Wtedy na płycie "Cz@t" przytrafił się Hurtowi megaprzebój "Załoga G", który zapewnił kapeli finansowy komfort. Trudno żeby grupa odcinała się od swojego największego hitu, ale jest on też trochę jej przekleństwem. Wielu odbiorców (może przede wszystkim dziennikarzy muzycznych?) patrzy na Hurt jedynie przez pryzmat piosenki o "Bolku i Lolku, Tytusie, Romku i A'Tomku".

Reklama

Tymczasem dziewiąta studyjna płyta, zatytułowana po prostu "Hurt", to, choćby w warstwie tekstowej, rzecz na polskim rynku unikalna. Jest to zbiór piosenek naładowanych po sufit pop-psychologią, ciężkimi i boleśnie szczerymi tekstami ("panicznie nie jestem teraz / panicznie nie jestem tu", "boję się, że nie kocha mnie nikt", "czuję się świetnie i mam depresję", "jestem głodnym dzidziusiem z czarną dziurą").

Czasami ma się wrażenie, że przed napisaniem tych tekstów Maciek Kurowicki zadzwonił do Wojciecha Eichelbergera - tyle tutaj różnego rodzaju głębokich myśli ("rozwaleni na milion pierdół / nie spotykamy się w pełni" - to z singla "Najważniejszy jest wybuch"). Kurowicki w niemal każdej piosence szuka paradoksów, otwiera przed nami galerię swoich neuroz, mocuje się ze światem. Najczęściej kończy przyznaniem się do porażki i bezsilności ("nie mogę spotkać siebie / nie mogę spotkać siebie", "ja mówię tak, a chcę powiedzieć nie" ).

Kurowicki reprezentuje też w tekstach drugą, już częstszą w polskim rocku, tendencję - punkową chęć komentowania polskiej rzeczywistości. Znów jednak nie jest to zwykła publicystyka, ale raczej osobiste rozliczenie z krajem, w którym mieszka (z kilkuletnią przerwą na emigrację do Kanady) niemal przez całe życie. W piosence "Gęba" deklaruje: "gębo, ojczyzno moja! / jesteś jak zły dotyk" (kłaniają się lektury szkolne). W ostatnim "Na szczęście" woła: "mam gdzieś stopy procentowe / mam gdzieś ratingi bankowe / wyrzuć z dysku łzy / i zwolnij się z pracy".

Nie jest to może jakaś wielka poezja, ale na pewno mocny komunikat. Pytanie jednak, czy to publiczne wypruwanie flaków przynosi tej płycie więcej korzyści czy szkody? To już chyba indywidualna kwestia każdego odbiorcy. Ja przynajmniej z każdym kolejnym przesłuchaniem coraz bardziej doceniam tę odwagę Kurowickiego. Jednocześnie mam z tekstami z tej płyty problem - nie wyobrażam sobie śpiewania piosenek Kurowickiego na koncercie i nie wyobrażam sobie nawet słuchania tak intymnego materiału w obecności kogokolwiek innego. To album ciężki - mapa osobistych lęków Kurowickiego - mimo że w warstwie muzycznej bardzo przystępny.

Za Hurtem ciągnie się opinia ulubieńców niewyszukanej publiczności, bywalców juwenaliów, Przystanków Woodstock i innych masowych spędów. Ten stereotyp to obecnie już nonsens. Na płycie pojawili się goście z zupełnie innych bajek - choćby Igor Boxx czy Agim Deljilji. Efektem jest nowoczesny, różnorodny brzmieniowo rockowy album. Pierwsze w zestawie "Strzeżone osiedle świadomości" to bardzo ładnie poprowadzony przestrzenny hałaśliwy gitarowy numer.

"Nie łamane przez tak" jest jeszcze jednym odczytaniem starego polskiego big-bitu - przyjemnym i całkiem udanym (to chyba najbardziej przystępny moment krążka). Singlowy "Najważniejszy jest wybuch (Rewolucja)" zaskakuje plemiennym, post-punkowym klimatem i wykrzyczanym tekstem (bezpośrednią inspiracją piosenki była zresztą twórczość Beastie Boys).

W "Dżokeju/kowboju" zaśpiew w refrenie przypomina fragment "Let England Shake" PJ Harvey, ale rytm calypso odsyła jeszcze gdzie indziej. Psychodeliczne rzężenie gitar w moim faworycie z tego albumu, 6-minutowym "Idzie mgła", jest produkcyjnym majstersztykiem. Zamykające zestaw "Na szczęście" z niestandardowym, podciętym rytmem jest jak zapis nerwowej drzemki, stanu między jawą a snem.

"Hurt" to na papierze płyta bardzo ciekawa. W rzeczywistości jednak trochę rozczarowuje. Nie każdy musi być fanem maślanego wokalu Kurowickiego. Lider Hurtu najlepszy jest, gdy ma za sobą ścianę gitar, basu i bębnów i może pośpiewać nieco głośniej. Kolejna rzecz to nośne, populistyczne refreny - tych jakby brakuje, a ten najlepszy, czyli "Nie łamane przez tak", to bardziej cytat z big-bitu niż suwerenny kawałek.

Płyta jest też generalnie dosyć rozczarowująca jeśli chodzi o warstwę melodyczną. Łatwiej słucha się tego albumu, jeśli doceniamy poszczególne linijki z tekstów Kurowickiego, najciekawsze patenty produkcyjne czy po prostu ogólny klimat danego utworu. Bo świetnych piosenek jako takich próżno na "Hurcie" szukać. Jest za to cała masa poprawnych i nieprzynoszących wstydu, ale niespecjalnie zapamiętywalnych. Panowanie "Załogi G" nadal niezagrożone.

6/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Hurt | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy