Reklama

Hunter "Imperium": Draka z tym Drakiem (recenzja)

Hunter jak żaden inny zespół dowodzi, że Polska jest krajem specyficznym. A wyroki polskiej publiczności - nawet metalowej - są nieodgadnione jak tajemnice zabójstwa Marilyn, Kennedy'ego, trójkąt bermudzki i mimika Ewy Minge.

Nie ukrywam, że do twórczości Draka i kompanii zawsze podchodziłem z dużym dystansem. Rozumiem, że zespół to ze stażem imponującym, więc i inspiracje mają raczej z epok poprzednich, ciężko oczekiwać żeby chillwave grali. Ale... Raz: nie dosyć, że zanurzeni w brzmieniach z końca lat osiemdziesiątych i początku kolejnej dekady, zdawali się udawać, że w muzyce od tamtego czasu nie działo się nic. Dwa, że ich muzyka zawsze grzeszyła absolutnie dla mnie niestrawnym zadęciem (czepiam się - wszak w metalu to norma). Trzy: Draka - łączącego w sobie charakterystyczny wokal i wyjątkowo grafomańskie teksty - trudno brać na serio. "Imperium" potwierdza, że miałem rację.

Reklama

Już singlowe "Imperium Uboju" nie pozostawia wątpliwości. Riff na wejściu zajumany od Iron Maiden, albo Judasów, tekst prezentujący wegetariańskie poglądy wokalisty, dodatkowo pociągnięty tak, że jak kto chce, znajdzie w tym jadowity religijny komentarz. Problem w tym, że takie komentarze z kumplami uprawialiśmy na poziomie pierwszych klas szkoły średniej. Pomijam nieumiejętność poprawnego użycia zaimka zwrotnego...

Narzekam, ale trzeba Hunterowi oddać, że nawet jeśli niekoniecznie lubię to, co grają, Hunter nie ma najmniejszego problemu z egzekucją. Widać, że panowie zgrali się niemożliwie gdzie tylko można i nauka nie poszła w las. Machina. Wszystko pasuje, działa, gra. Za to z mojej strony szacun. Wbrew pozorom fajnie też brzmią partie, w których thrashowy przecież zespół aspiruje do niemieckiego speed/power. Nie życzę Drakowi, by upodabniał się do Udo Dirkschneidera, bo to wszak frontman wyjątkowo paskudny. Dobrze wypada z kolei, kiedy jego wokal przywodzi na myśl Hansiego Kürscha z Blind Guardian.

Zespół ucieka się do niejednego aranżacyjnego triku, gra profesjonalnie, nie bez wyobraźni. Problem w tym, że w czasach, kiedy wszyscy szukają metalowego mesjasza i... znajdują go w postaci Obscure Sphinx, czy Blindead, takie granie... jest trochę festynem, trochę reminescencją. Niedzisiejsze jest.

Nowa płyta nie wnosi w sumie nic. Rozwija formę, ciągnie ją dalej. Kto kocha Huntera, ten pokocha. Kto czai, że zespół spóźnił się na metalowy pociąg, nie pokocha. Ale szacun trzeba oddać.

Hunter "Imperium", Tune Project

6/10

Zobacz teledysk "Imperium uboju":

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Imperium | Hunter | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy