Reklama

Gra gitara

Vavamuffin "Solresol", Karrot Kommando

Solresol to sztuczny język powstały w XIX wieku w oparciu o skalę muzyczną. Nowy album kluczowej dla warszawskiego reggae grupy Vavamuffin nie jest jednak nowym językiem porozumiewania się z odbiorcą. To nie jest rewolucyjny album dla dorobku zespołu, a raczej kolejny element bez wątpienia bardzo ważnej dla polskiego reggae dyskografii.

To nie przypadek, że już w pierwszym tracku usłyszymy tutaj żywą legendę reggae i dancehallu z Wysp Brytyjskich - Macka B. Pojawia się zresztą w świetnej dyspozycji i sprawia, że "Balsam" jest naturalnym materiałem na hit na dodatek uderzającym z zaskoczenia już na samym początku. Fani od "Mo' Better Rootz" zdążyli zapomnieć o największym kapitale zespołu - umiejętności łączenia najlepszych muzycznych inspiracji związanych z reggae, roots, dubem czy ska z charakterystycznym warszawskim podwórkowym sznytem. Na "Solresol" to wszystko słychać w każdym momencie, a uderzająca moc żywego, tryskającego energią brzmienia wyjaśnia dlaczego Vavamuffin coraz częściej zyskują uznanie za granicą.

Reklama

Kiedy słyszę PabloPavo na początku "Wektora" czuję ciarki. Gorg na płycie udowadnia, że umie ze swojego niedźwiedziego głosu zrobić najlepszy możliwy użytek - gra nim, bawi się, kombinuje i z tym swoim piracko-rozbójniczym stylem potrafi porywać. Mr. Reggaenerator też dawno już nie brzmiał tak dobrze jak tutaj - jakby więcej wyczucia i jeszcze więcej efektów udanej pracy zespołowej. "Solresol" wyśmienicie trzyma równowagę pomiędzy luzem, a powagą z dodatkowym uwzględnieniem pory roku w której się ukazuje (świetne "Gra gitara" to udany hołd dla warszawskiej wiosny). To płyta o dosyć lekkim charakterze, wiosenna i nośna, ale w idealnych proporcjach dawkująca też materiał dla refleksji i działania.

Rozważanie czy Vavamuffin jest lepsze po polsku czy w patois/angielskim jest bezcelowe - to tylko urozmaicenie dające płycie dodatkową wartość. Dla przykładu w jednym z najlepszych numerów na krążku - "Ruff & Tuff" przejścia między językami są tak naturalne, że jakby Gorg zaczął nawijać po łacinie to też byśmy tego pewnie mocno nie odczuli. Kontrowersję może wzbudzać bardziej dyskotekowe i odmienne od reszty "Nie pękaj". Oficjalny singel pokazuje, że Vavamuffin mają na tyle dużo wyczucia, że nie przekroczyli żadnej granicy. Siła rażenia tego numeru przekładająca się na syndrom powtarzania fraz refrenu w głowie przez 72 godziny po odsłuchu jest zresztą spora. Typowe dla tego materiału.

Nie odejmując nic z dokonań reszty zespołu nadal wydaje mi się, że "Solresol" to bardzo ważny album szczególnie dla dorobku Pablopavo. Równie dobrze wywołuje emocje z łatwością gościa, któremu się wierzy przez sam wyraz twarzy, po to by za chwilę zmienić się w jednego z najsprawniejszych toasterów w Polsce w niesamowicie imponującym "Odrobina tej radości". Z jednej strony potrafi sięgnąć po inspiracje do wielkich religii, z drugiej do ławki pod blokiem na południowej Pradze. Charakter materiału pcha jego talent w górę - jest pogodnie, beztrosko, ale nie bez oderwania od rzeczywistości. Z odpowiednią przestrzenią dla jego stylu pisania mieszającego filozofię i zaangażowanie społeczne z folklorem.

"Solresol" jest jak muzyczny prezent na wiosnę, na którą czekaliśmy tak długo. Ta płyta będzie ideałem do słuchawek na spacer, do soundsystemu na słonecznym relaksie w parku i w tło dla każdej aktywności. Reggae'owa muzyka na najwyższym poziomie, nie tylko w skali Polski. To kopalnia pięknych numerów, spójny krążek o niesamowicie budującym wydźwięku i pięknym brzmieniu wypielęgnowanym tak, żeby słuchacz przed głośnikami nie przestawał bujać się w rytm. A ten przeważnie porywa. Dla fanów zespołu lektura absolutnie obowiązkowa, dla reszty jak najbardziej wskazana.

8/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: gitary | granie | Vavamuffin | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy