Reklama

Frontman Interpol na huśtawce

Julian Plenti "Julian Plenti Is... Skyscraper", Matador

Jak doskonale pamiętamy z "Rejsu", optymizmu człowiek uczy się w grupie. Julian Plenti odwrotnie - w Interpolu jest ponury, solo nabiera rumieńców.

Słuchanie projektów solowych muzyków ze znanych orkiestr zwykle zaczynam od refleksji: Czego mu brakowało w macierzystej formacji? Oprócz pieniędzy oczywiście, bo kasą za autorską płytę nie trzeba się dzielić... Paulowi Banksowi, bo to jest właśnie ów tajemniczy Julian Plenti, w Interpol najwyraźniej brakuje swobody i prawa do wyrażania pozytywnych emocji. Solo może pozwolić sobie nie tylko na instrumentarium, które w postpunkowym świecie nie miałoby racji bytu (akustyczne gitary, trąbki, smyczkowe snuje), ale i na nieco mniej depresyjne dźwięki, czy żwawsze tempa. Oczywiście, daleko tym piosenkom do skocznych oberków, ale trudno też określić je jako jednoznacznie smutne. To raczej huśtawka nastrojów i poligon pomysłów. Nie wszystkie są dobre, nie wszystkie potrzebne, ale przynajmniej nie znudzicie się w połowie płyty.

Reklama

Głos Banksa również brzmi inaczej - jest cieplejszy i przede wszystkim bliższy, bardziej naturalny. Wokalista pozwala sobie na eksperymenty, porywa się na interpretacje, które w Interpol zapewne by nie przeszły. Ten kij oczywiście ma dwa końce. Miłośnikom niezobowiązującego, alternatywnego przynudzania "Julian Plenti Is... Skyscraper" przypaść do gustu, ale oddani fani Interpol mogą się poczuć zdradzeni przez swojego idola.

A już na pewno zagubieni, bo solowej płycie śpiewającego gitarzysty Interpol brakuje trochę myśli przewodniej - zerwał się ze smyczy i próbuje wszystkie pomysły, odkładane ponoć przez dekadę, zrealizować za jednym zamachem. Nosi go więc od ascetycznych, eleganckich, akustycznych ballad, inspirowanych zjawiskową muzyką Bon Ivera, aż do potężnych, jazgotliwych hymnów, których nie powstydziliby się Placebo. Poszczególne utwory różnią się nie tylko stylistyczne, ale i pod względem produkcji, co sprawia, że "Julian Plenti Is... Skyscraper" brzmi jak kompilacja. Jednego artysty, to prawda, ale za to materiałów pochodzących z różnych okresów jego działalności.

Może te same piosenki zabrzmiałyby spójniej i po prostu lepiej, gdyby przekonał do nich kolegów z Interpola? Takie poszerzenie formuły wszystkim wyszłoby na zdrowie.

6/10

Czytaj recenzje płytowe na stronach INTERIA.PL!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy