Reklama

Do słuchania z uśmiechem

Stasiak "Pół żartem, pół serio", Alkopoligamia.com

Debiutującemu właśnie Stasiakowi można zarzucić deficyt wersów kołaczących się po głowie pod koniec dnia czy brak rozpalającego do białości flow. Pod tym względem jest po prostu w porządku. Ma za to znacznie więcej - osobowość.

Kombinator - tak oto przedstawia się Łukasz Stasiak na początku swojego debiutanckiego albumu. I rzeczywiście musi ostro główkować, żeby zaistnieć na tle bardziej wyrazistych kolegów zespołu 2cztery7. Z jednej strony ma Mesa, rzadki przykład rapera, który traktuje hip-hop jak muzykę, a nie tylko swój fundusz emerytalny, fascynując zarówno warsztatem, jak też swoimi specyficznymi relacjami z kobietami. Z drugiej czai się Pjus, w stanie permanentnej, heroicznej walki ze swoim kulejącym zdrowiem, a do tego nie owijający w bawełnę nawet tych bardziej skrajnych poglądów.

Reklama

Stasiak dokonał bilansu swoich zalet. Pierwszą z nich jest tubalny, głęboki głos, którym odpowiednio chwali się już w "Intro". Drugim rzadka w tej branży pogoda ducha. Raper jest dla Alkopoligamii tym, kim Numer Raz dla Wielkiego Joł. Prawdziwy poczciwiec, co nie wyspał się po koncercie, bo spadł z łóżka. Nie struga twardziela, opowie państwu jak walczy z efektem yo-yo, wspomni przerażenie na widok BMW z przyciemnionymi szybami, które właśnie stanęło obok. Zaprosi do wspólnej przejażdżki komunikacją miejską i toastu za zdrowie pana Stanisława Barei.

"Pół żartem, pół serio" charakteryzuje przemyślana kompozycja - utwory są na swoim miejscu i układają się w całość. Wyrzucić należało jedynie "Księżniczki", na tle reszty ordynarne, burzące obraz płyty, którą można puścić bez wstydu niehiphopowym znajomym. Z innymi kawałkami można śmiało do nich uderzać, czekając (przy okazji co lepszych momentów) na porównania do Łony. A koneserzy? Ich ucieszą zapewne podkłady nawiązujące mocno do kalifornijskiej, g-funkowej stylistyki 2cztery7. U Stasiaka nie ma takiej pory roku jak zima, zadbał już o to Donatan, Stona, Głośny, Eten i Tedi Ted. Usłyszymy odczuwalne w żołądku syntezatory, ale i fajne dęciaki.

Kupować czy nie kupować? Ten dylemat pozwoli rozwiązać singlowe "Ja chcę być vintage", najlepszy chyba utwór na płycie. Artysta podśmiewa się tam ze stołecznych modnisiów w przyjemnie kąśliwy sposób. Każdy może sprawdzić osobiście, czy odpowiada mu rap z dystansem, bez kijów bejsbolowych i z matematyczną dokładnością poskładanych rymów. Ja polecam, bo lubię hip-hop do słuchania z uśmiechem, nie podziwiania z dystansem. Jeżeli po wysłuchaniu albumu, chcę przybić autorowi piątkę, zakładam że jest dobra. Stasiaka chętnie uściskam.

7/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: hip-hop | Stasiak | Pół żartem
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy