Reklama

Dark Funeral "We Are the Apocalypse": Black metal ist nicht krieg! [RECENZJA]

"Ach, gdzie są niegdysiejsze śniegi! Emperor Magnus Caligula, jak potwór. Demona głosem zawodzący. Ahriman o wielkiej stopie..." - chciałoby się rzec za Franciszkiem Villonem.

"Ach, gdzie są niegdysiejsze śniegi! Emperor Magnus Caligula, jak potwór. Demona głosem zawodzący. Ahriman o wielkiej stopie..." - chciałoby się rzec za Franciszkiem Villonem.
Okładka płyty "We Are the Apocalypse" Dark Funeral /

Kiedy w 1998 roku Dark Funeral tłumaczyli się z lichej długości swojego drugiego longplaya, "Vobiscum Satanas", buńczucznie twierdzili - cytuję z zawodnej pamięci - że większej dawki tak satanistycznej muzyki żaden organizm ludzki nie zniesie. Czy był to heheszek - nie wiem, nie pamiętam. Dla samych zainteresowanych z perspektywy czasu byłoby pewnie lepiej, gdyby takowym był. Nie zmienia to jednak faktu, że podówczas, w głębi lat dziewięćdziesiątych black metal miał jeszcze jakiś poblask czegoś złowieszczego, niebezpiecznego, krawędziowego.

Reklama

Nawet jeśli szwedzki Dark Funeral z najważniejszymi bohaterami zamieszania miał tyle wspólnego, co ja z bałtyckim mintajem, czyli tyle, że mieszkam na południe od niego, to kiedy mazali swoje suchotnicze klaty ketchupem, wdziewali porty z lycry, pasy z amunicją z demobilu, a do rąk brali dwuręczne topory czy wręcz labrysy, nie wiedząc, że te drugie miały tylko funkcję ozdobną i nigdy nie korzystano z nich w walce, człowieka - szczególnie trzynastoletniego gołowąsa - przechodził złowieszczy chłód.

I gołowąs taki mógł rzeczonym "Vobiscum" jarać się jak kościół Fantoft Stave przed trafieniem na okładkę "Aske" Burzum. Tylko, że to było dawno temu. Bardzo dawno. Od tego czasu black metal zaliczył niemal kosztujący go życie flirt z brzmieniem "symfonicznym" i - pomijając potworki w stylu Dimmu Borgir - zaszył się z powrotem w piwnicy, by przemyśleć swoje zachowanie, odciąć się od błędów i wrócić w glorii z nowymi już abiturientami w forpoczcie. Black metal. Bo z pewnością nie Dark Funeral.

Szwedzki hord uknuł sobie inną formę przetrwalnikową: robić w kółko to samo, godząc się na wszelkie kompromisy, jakich wymaga gra w niepiwnicznych komercyjnie ligach, nagrywać w kółko - mimo zmian personalnych - ten sam pretensjonalny, wyświechtany pachnący starym kożuchem black metal i licząc dutki z myślą o funduszu emerytalnym.

"We Are the Apocalypse" tylko tutaj dowodem. Numery są praktycznie nierozróżnialne, choć owszem - jak za starych czasów - udaje się chłopakom przyczarować czasem wielce chwytliwym maidenowskim riffem. Nie tak chwytliwym jak w "Apprentice of Satan", ale zawsze. Dramaturgia praktycznie zerowa, bo struktura numerów żywcem wyjęta z elementarza z 1998 roku. Corpse paint i makijaże nadal bezrefleksyjnie identyczne, jak w najntisach. Loch, pochodnie, odwrócony krzyż pokazywany do kamery, jak raperzy pokazują fucka. W tle coś się przemienia w inne coś, grota, dym i niski budżet. Człek na to patrzy i ma właściwie zero pojęcia po co to i na co. Bo fakt, że w minionej epoce niekoniecznie pytaliśmy, co tak naprawdę autor miał na myśli, zadowalając się faktem, że przecież Szatan, nie znaczy że idzie to kupować ćwierć wieku później.

Do tego fatalne, skrajnie wtórne, płaskie, nieciekawe brzmienie świadczące, że Dark Funeral nie odrobili również lekcji kolegów z Marduka, z którymi zaczynali przecież w podobnej lidze i którzy też mają opinię raczej zachowawczych. Ale spójrzcie gdzie dziś artystycznie jest Marduk, a gdzie Dark Funeral.

"We Are Apocalypse" zdaje się też nie zauważać faktu, że co gówniarzy wtedy mogło straszyć nie na żarty, we współczesnej epoce z jej dystansem, blazą i dostępnością tak muzyki jak i kontekstów do niej, jest najwyżej memiczne, niezamierzenie autoparodystyczne. Dark Funeral nie umieją inaczej, więc trwają przy swoim uparcie, jak górnicy w dobie rewolucji energetycznej stoją przy węglu.

Pożytku z tego żadnego i dla nikogo. Najwyżej dla rzeczonych funduszy emerytalnych tak zainteresowanych, jak i miłej pani z wytwórni, która słysząc "Euronymous" pyta czy to jakiś spinoff "Euforii". Fe, słabo. Szczególnie wziąwszy pod uwagę, że black metal jest obecnie bezspornie jedną z najciekawszych i najbardziej dynamicznych scen muzycznych w ogóle. No, ale nie za sprawą Dark Funeral. Nędza księdza. Nie o taki black metal za gówniarza zjadaliśmy koty.

Dark Funeral "We Are the Apocalypse", Sony

4/10

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Dark Funeral | recenzja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy