Reklama

Czekając na muzyczną rewolucję

Mrozu "Miliony monet", Pink Crow Records

Miało być nowocześnie, oryginalnie, przebojowo, a wyszło... No właśnie jak? Mrozu i jego debiut z albumem "Miliony monet" miał być "muzyczną rewolucją", co od dłuższego czasu zapowiadali wydawcy płyty i opiekuni artysty.

Rzeczywistość okazała się jednak zgoła odmienna, a pierwszą zapowiedzią takiego obrotu spraw był już singel "Miliony monet".

Wrocławski wokalista Mrozu długo czekał na debiut płytowy. Przez pewien czas wydawało się, że przygotowywany album "Miliony monet" będzie kolejnym, po "Closer" Miki Urbaniak, tegorocznym powiewem nowoczesnego popu. Zapowiadane połączenie na płycie elementów zaczerpniętych z takich stylów muzycznych, jak dancehall, r'n'b czy soul okraszonych elektronicznym brzmieniem, miało być nowością na polskim rynku muzycznym.

Reklama

Temu faktowi nie da się też zaprzeczyć, że jest to swego rodzaju "nowość", lecz zapytać należy, jaki ma ona charakter? Wrażenia bowiem po przesłuchaniu albumu "Miliony monet" są co najwyżej średnio pozytywne. Zamiast wybuchowej mieszanki muzycznej mamy muzyczny miszmasz, który składa się na płytę długogrającą o niespójnym charakterze. Każda z piosenek wypada lepiej osobno niż w całości na albumie. Niestety przypadek "Milionów monet" jest dobrym przykładem braku całościowej wizji płyty.

Nie można zaprzeczyć temu, iż rzeczywiście na albumie są kawałki osadzone w nurcie dancehall ("Los na szali", Trzymaj pion" czy "Tequila"), r'n'b ("Come around", "Screaning for love"), pojawiają się także ciekawe elektroniczne brzmienia np. w utworze "Kurtyna". Natomiast ten styl nie zostaje wypracowany przez samego Mroza, często danemu utworowi charakteru nadają zaproszeni goście, Lilu, Lloyd De Meza, P. Moody czy EastWest Rockers.

Zresztą trzeba otwarcie stwierdzić, że to właśnie kawałki, w których wystąpili zaproszeni muzycy prezentują się najlepiej, co niestety odbiło się na muzycznej prezentacji artysty. Okazało się bowiem, że na tle np. EWR Mrozu wypada blado, a jego głos jest mało charakterystyczny.

Atutem płyty nie mogą być także teksty, które są niestety zbyt często banalne, przykładem niech będzie "Femme Fatale", dotyczy to zwłaszcza refrenu, czy singel "Miliony monet". Także w kawałkach dancehallowych, jak "Tequila" czy "Trzymaj pion" słowa są proste, w tym gatunku artysta sięga wyłącznie do tematyki tzw. "imprezowej", a przecież jest to tylko jedna z odsłon tego stylu muzycznego.

Tym sposobem mimo iż Mrozu sam lub przy współpracy napisał wszystkie teksty, za co należy się mu szacunek, to trzeba skrytykować w jaki sposób zostało to zrobione. Pozostaje bowiem wrażenie, że słowa były dobierane bardziej do rymów, niż z myślą o tekstowej sensowności poszczególnych piosenek.

Najmniej zarzutów można mieć do muzyki, którą można zaliczyć na mały plus. Jest to tym bardziej uzasadnione, że ten element albumu "Miliony monet" jest żywiołowy, ma więc podstawy do tego, aby pojawiać się na listach radiowych przebojów.

Niestety obawiam się, że po przesłuchaniu albumu większość słuchaczy poczuje się zawiedziona. Sama bowiem dość dobrze zaaranżowana muzyka nie przesłoni wielu mankamentów, związanych z innymi elementami muzycznego rzemiosła. Dotyczy to zwłaszcza gatunkowej mieszanki, której nie zdołano zebrać w spójną całość i z czego wyszedł swoisty miszmasz o nazwie "Miliony monet". Na zapowiadaną "muzyczną rewolucję" musimy więc jeszcze poczekać.

Marcin Danielewski

(Listy do redakcji)

Posłuchaj piosenek Mroza w serwisie Muzzo.pl.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Mrozu | Michał Czekaj | muzyczne | monet
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy